1.12.2013

Informacja

Wiem, że pewnie spodziewaliście się nowego rozdziału. Postanowiłam zawiesić bloga. Pewnie zapytacie dlaczego? Otóż nie mam teraz czasu na pisanie. Również nie mogę niczego napisać.Straciłam kompletnie wenę. Jednak nie usuwam tego bloga. Na pewno kiedyś tutaj powrócę, ale jeszcze nie wiem kiedy. Może to będzie nie długo. Tak, że żegnam się z Wami jak na razie. Do napisania :)

3.11.2013

Imagin o Lou

Trzeba wstawać- pomyślałam i przetarłam oczy. Powoli podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna. Odsłoniłam zasłony i wyjrzałam na zewnątrz. Za chmur przebijały się promienie słońca. Zapowiada się ciepły dzień- pomyślałam i weszłam do garderoby. Zaczęłam wybierać coś odpowiedniego do szkoły. W końcu zdecydowałam się na krótkie żółte spodenki i niebieską bluzkę na ramiączka z białym kołnierzykiem. Wzięłam jeszcze czysta bieliznę i skierowałam się do łazienki. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Związałam włosy w luźnego koka i rozebrałam się. Weszłam pod prysznic i zaczęłam się myć. Kiedy byłam już odświeżona, zakręciłam wodę i wyszłam z pod prysznica. Wytarłam się i ubrałam. Rozwiązałam moje brązowe loki i rozczesałam je. Pozostawiłam je rozpuszczone. Zrobiłam jeszcze lekki makijaż i wyszłam z łazienki. Wzięłam swoją brązową torbę i spakowałam do niej wszystkie potrzebne rzeczy. Chwyciłam jeszcze telefon i wyszłam z pokoju. Powoli zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Schowałam telefon do torebki i zobaczyłam karteczkę na lodówce. Podeszłam bliżej i przeczytałam ją.
Kochanie musieliśmy razem z tatą wyjechać w delegację. Wrócimy dopiero za dwa tygodnie. Zostawiliśmy ci trochę pieniędzy. Znajdziesz je tam gdzie zawsze. Uważaj na siebie. Kochamy Cię. Mama i tata. 
- Zajebiście- powiedziałam i odłożyłam torebkę na krzesło. Zabrałam się za robienie śniadania. Moi rodzice pracowali w dużej firmie i ciągle gdzieś wyjeżdżali. Praktycznie ich nie widywałam. Uważano w szkole, że mam wszystko czego pragnę. Jednak nie była to prawda. Potrzebowałam miłości, ale nikt mi jej nie ofiarował. Wytarłam szybko łzy, które zebrały się w kącikach moich oczu. Nie wolno mi się rozklejać- pomyślałam i dałam sobie mentalny policzek. Skończyłam robić posiłek i usiadłam przy stole. Zaczęłam jeść. Kiedy skończyłam, odłożyłam talerz do zmywarki i popatrzyłam na zegarek. Jest 8:35. Pora się zbierać- pomyślałam i wzięłam torbę. Skierowałam się w stronę holu. Tam wyjęłam z szafy białe obascy i założyłam je na nogi. Zawiesiłam torbę na ramię i chwyciłam kluczę. Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi. Schowałam klucze do torby i ruszyłam w stronę szkoły. Po 15 minutach stałam już pod budynkiem. Odetchnęłam głęboko i weszłam do środka. Skierowałam się w stronę sali, w której miała się odbyć kolejna lekcja. Jednak nie dane mi było dotrzeć spokojnie do klasy. W połowie drogi, napotkałam pewną trudność. Była to nie kto inny jak Tomlinson i banda jego przyjaciół. Zagryzłam wargę i ruszyłam pewnym krokiem. Kiedy ich mijałam, poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek. Zostałam brutalnie obrócona, przez co straciłam prawie równowagę. Prawie, ponieważ ktoś mnie trzymał za nadgarstek. Tą osobą był Louis.
- Uważaj Evans, bo jeszcze się wywalisz na tych obcasach- powiedział i się zaśmiał.
- O mnie się nie martw Tomlinson. Poradzę sobie, a teraz możesz mnie już puścić- odpowiedziałam. Czułam, że mój poziom złości narasta.
- U zadziorna. Mogę ci zatkać te twoje pyskate usteczka, czymś jeśli pójdziesz ze mną do schowka na miotły- powiedział.
- Och zamknij się i daj mi spokój- powiedziałam i wyszarpnęłam się z jego uścisku. Odwróciłam się i już miałam odejść, ale poczułam ból przeszywający moje pośladki. Zobaczyłam tylko kątek oka, że Louis uśmiecha się zadziornie i zaciera ręce. Prychnęłam i ruszyłam ponownie w stronę klasy. Kiedy się tam znalazłam, zobaczyłam, że jest już tam moja przyjaciółka Car. Przywitałam się z nią i zaczęłyśmy rozmawiać o balu, który miał się odbyć w tę sobotę. W prawdzie nie miałam z kim iść, ale nie mogłam tego zrobić Carrie i nie pójść tam. Postanowiłam jej nie wspominać o zaistniałej wcześniej sytuacji. Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek na lekcje i weszliśmy do klasy. Usiadłam na swoim starym miejscu, a obok siebie na krześle położyłam torbę. Wyjęłam potrzebne rzeczy i oparłam wygodnie głowę o rękę. Rozpoczęła się lekcja.
*kilka godzin później* 
- Ja zajdę po ciebie o 16 i razem pójdziemy do tego centrum. Do zobaczenia- krzyknęła Car i ruszyłam w stronę swojego domu. Ja otworzyłam drzwi i weszłam do środka swojego. Zamknęłam za sobą drzwi i zrzuciłam z nóg buty. Ruszyłam powoli w stronę kuchni. Postanowiłam, że muszę coś zjeść przed wyjściem. Postawiłam na zapiekankę. Wstawiłam ją do piekarnika. Usiadłam wygodnie na krześle i czekałam aż jedzenie się zrobi. Po około 10 minutach zaczął pikać piekarnik. Wyłączyłam go i wyjęłam jedzenie. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Po skończonym posiłku, wzięłam torbę i skierowałam się na górę. Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam torbę na łóżko. Ruszyłam do garderoby. Zaczęłam szukać czegoś do przebrania. W końcu zdecydowałam się na krótkie jeansowe spodenki z ćwiekami i białą koszulkę koszykarską na ramiączka. Wzięłam je i weszłam do łazienki. Rozebrałam się i przebrałam się. Zmyłam poprzedni makijaż i zrobiłam nowy. Przejrzałam się w lustrze i uznałam, że wyglądam nieźle. Wyszłam z łazienki i podeszłam do komody. Wyjęłam z niej bandamkę i przewiązałam ją sobie na głowie. Wyjęłam jeszcze ze szkatułki plik pieniędzy. Skierowałam się następnie w stronę łóżka. Wzięłam torbę i wyjęłam z niej portfel i telefon. Schowałam do portfela pieniądze. Włożyłam telefon oraz portfel do kieszeni i wyszłam z pokoju. Zaczęłam schodzić po schodach na dół, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Jak zawsze punktualna Carrie- pomyślałam i pokonałam ostatnie schodki. Ruszyłam w stronę drzwi. Przekręciłam klucz i otworzyłam je. Zobaczyłam za nimi Car. Była ona ubrana w krótkie turkusowe spodenki i czarną koszulkę na krótki rękaw z napisem "I'm sexy". Na nogach miała żółte vansy. Przywitałyśmy się przytulasem i zaprosiłam ją do środka.
- A ty jak zwykle niegotowa- powiedziała, zamykając za sobą drzwi i śmiejąc się przy tym.
- Och zamknij się- odpowiedziałam i również się zaśmiałam. Wyjęłam z szafy czerwone trampki i założyłam je na nogi.
- Jestem już gotowa- powiedziałam i wyszłyśmy z domu. Zamknęłam dokładnie drzwi i ruszyłyśmy w stronę centrum handlowego. Zapowiadały się długie zakupy, ponieważ żadna z nas nie wiedziała co chce tak naprawdę.
*kilka godzin później*
- Nareszcie udało nam się wszystko kupić- powiedziałam i opadłam na ławkę. Po chwili miejsce obok mnie zajęła Carrie.
- Jednak opłacało się trochę pochodzić. Będziemy wyglądać zajebiście- odpowiedziała.
- A może my ocenimy jak będziecie wyglądać- usłyszałam za sobą głos, a moje ręce mimowolnie zacisnęły się w pięści. Tomlinson- pomyślałam i odwróciłam się w jego stronę. Carrie zrobiłam podobnie. Stał on tam razem ze swoją paczką przyjaciół i głupawo szczerzył się w moją stronę.
- Nie same wiemy w czym wyglądamy dobrze- powiedziałam.
- Mam nadzieję, że kupiłaś coś seksownego i że pamiętałaś o tym, że lubię jak nosisz obcasy- powiedział i się zaśmiał.
- Idiota z ciebie- odpowiedziałam.
- Może, ale jaki przystojny- powiedział.
- A jaki skromny- dodałam sarkastycznie.
- Daj już spokój Lily. Chodź nie marnuj czasu na tego debila- odezwała się Carrie i wstała z ławki. Ja również to zrobiłam. Zaczęłyśmy się oddalać od chłopaków. Kiedy byłyśmy już prawie przy wyjściu z galerii, Tomlinson krzyknął.
- Załóż seksowną bieliznę na imprezę. Mam ochotę sprawić, żebyś krzyczała moje imię- wydarł się na całą galerię. Ja się odwróciłam i pokazałam mu środkowy palec. Wyszłyśmy razem z Car z galerii i pożegnałyśmy się. Każda po chwili poszła w stronę swojego domu. Po około 20 minutach była na miejscu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zdjęłam buty i skierowałam się na górę. Nie byłam głodna, więc postanowiłam się od razu położyć. Weszłam do swojego pokoju i położyłam torby. Wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i zaczęłam się myć. Kiedy byłam już odświeżona, zakręciłam wodę i wyszłam z pod prysznica. Wytarłam się i założyłam piżamę. Zmyłam makijaż i wyszłam z łazienki. Zgasiłam światło i położyłam się do łóżka. Przykryłam się kołdrą i ułożyłam się wygodnie. Po kilku minutach odpłynęłam do krainy Morfeusza.
*dzień balu, rano* 
- Cholera kto normalny dzwoni o tej porze- powiedziałam i zaczęłam szukać ręką telefonu. Wzięłam go do ręki i odblokowałam. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Czego?- powiedziałam zaspanym głosem.
- Wstawaj śpiochu- usłyszałam po drugiej stronie głos Carrie.
- Kurwa Car nie masz co robić czy co. Musiałaś mnie obudzić w sobotę rano?
- Nie jest już rano, a po za tym, też cię kocham. Jest już 14:45. Najwyższy czas, żeby wstać. Będę u ciebie za pół godziny i masz być ogarnięta- powiedziała i się rozłączyła. Odłożyłam telefon na szafkę i podniosłam się z łóżka. Ruszyłam do garderoby. Wzięłam byle jakieś ciuchy i skierowałam się w stronę łazienki. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i zaczęłam się myć. Kiedy byłam już odświeżona, zakręciłam wodę i wyszłam z pod prysznica. Wzięłam ręcznik i wytarłam się. Następnie założyłam na siebie białą luźną koszulkę i szare krótkie spodenki. Popatrzyłam na siebie w lustrze.
- Matki wyglądam okropnie- powiedziałam i przemyłam twarz wodą i ogarnęłam się trochę. Po moich staraniach, przejrzałam się ponownie w lustrze. Może być- pomyślałam i wyszłam z łazienki. Skierowałam się na dół. Zeszłam po schodach i weszłam do kuchni. Zaczęłam robić sobie śniadanie. Zdecydowałam się na płatki z mlekiem. Po 5 minutach jedzenie było gotowe. Wzięłam miskę i usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Kiedy zjadłam odłożyłam talerz do zmywarki i usłyszałam dzwonek.
- Carrie- powiedziałam i ruszyłam otworzyć. Przekręciłam kluczyk i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam po drugiej stronie Car obładowaną torbami. Była ubrana w krótkie czarne spodenki i białą luźną bluzkę, taką samą jak ja. Przywitałam się z nią i zaprosiłam do środka. Ruszyłyśmy od razu na górę do mojego pokoju. Weszłyśmy do pomieszczenia i Carrie położyła na łóżko wszystkie torby.
- To co mała zaczynamy się szykować na imprezę- powiedziałam. Na początku postanowiłyśmy umyć głowy. Car poszła do mojej łazienki, a ja wyszłam z pokoju i weszłam do łazienki na korytarzu. Wzięłam szampon i odkręciłam wodę. Zaczęłam myć swoje włosy. Kiedy były już czyste, zakręciłam wodę i wzięłam ręcznik i wytarłam włosy. Owinęłam sobie ręcznik na głowie w turban. Wyszłam z łazienki i wróciłam do swojego pokoju. Zobaczyłam, że Carrie już umyła głowę i przyszykowuje wszystkie potrzebne rzeczy. Podeszłam do niej i pomogłam jej rozstawić do końca. Następnie kazałam jej usiąść na krześle i zdjąć ręcznik. Wzięłam suszarkę i zaczęłam suszyć jej włosy. Kiedy były już suche, rozczesałam je. Zdecydowałam się, że zrobię jej warkocza na bok, a grzywka będzie jej opadała na czoło. Zaczęłam związywać włosy. Kiedy już skończyłam, podałam Car lusterko, żeby się przejrzała.
- Dziękuję. To jest piękne. Teraz ja zajmę się tobą- powiedziała i zamieniłyśmy się miejscami. Tym razem to ona mnie czesała. Kiedy skończyła podała mi lusterko.
- O matko Carrie dziękuję ci. Ta fryzura jest nieziemska- powiedziałam. Moje brązowe loki zostały związane w luźnego koka. Kilka pojedynczych pasemek opadało mi na twarz.
- Teraz makijaż- powiedziała Car i zabrałyśmy się do roboty. Nawzajem zrobiłyśmy sobie makijaż, a po skończonej robocie podałyśmy sobie lusterka. Oczy Carrie były podkreślone ciemnym kreskami. Jej rzęsy było o wiele dłuższe i gęstsze. Policzki miała lekko potraktowane pudrem. Usta były o kolorze malin.
- Pięknie, teraz ty spójrz na siebie- powiedziała. Przejrzałam się w lusterku. Mój makijaż był podobny do makijaży Car. Jednak był jeden wyjątek. Moje usta były krwisto czerwone. Uśmiechnęłam się na ten widok. Wiedziałam, dlaczego miałam je tak.
- Teraz jeszcze sukienki- powiedziałam i wysłałam Carrie do łazienki razem z jej ubraniem. Po kilku minutach wyszła już gotowa.
- Możesz iść na ten bal i podbić serce Horana. Wyglądasz zajebiście- powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. Miała na sobie niebieską sukienkę i biały gorsetem. Do tego białe szpilki. Na jej szyi wisiał biały naszyjnik w kształcie serca.
- Dobra przestań mi tu słodzić. Teraz ty idź się wystroić- powiedziała i podała mi moje rzeczy. Zaśmiałam się i weszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i rozebrałam się. Wyjęłam z torby bieliznę. Nie wiem dlaczego, ale zdecydowałam się założyć czarny koronkowy zestaw. Chyba posłuchałam się rady Tomlinosna, chociaż nie wiedziałam do końca. Założyłam bieliznę, a następnie sukienkę. Miałam na sobie czarną sukienkę z kremową kokardą w tali. Na dole miała ona kilka warstw materiału na sobie, co dodawało jej uroku. Cała sukienka idealnie podkreślała moją uwagą. Wyjęłam z torby czarne szpilki i założyłam je na nogi. Założyłam również na szyję czarny naszyjnik z błyszczącymi czarnymi kamyczkami. Otworzyłam drzwi i wyszłam z łazienki. Carrie popatrzyła w moją stronę.
- Zakład, że Tomlinson nie będzie mógł nić powiedzieć jak ciebie zobaczysz. Zapewne wszyscy chłopacy będę cię rozbierać wzrokiem- powiedziała, a ja się zaśmiałam.
- Och zamknij się. Lepiej się powoli zbierajmy, bo nie zdążymy na bal w końcu- powiedziałam i wzięłam czarną kopertówkę. Car wzięła za to niebieską. Schowałyśmy do nich wszystkie potrzebne rzeczy i wyszłyśmy z mojego pokoju. Skierowałyśmy się na dół. Wyszłyśmy z domu, a ja zamknęłam dokładnie drzwi. Włożyłam klucz do torebki i ruszyłyśmy w stronę szkoły. Po 15 minutach byłyśmy na miejscu. Podeszłyśmy do sali gimnastycznej. Z wewnątrz było słychać muzykę. Popatrzyłyśmy na siebie i ruszyłyśmy do środka. Otworzyłyśmy drzwi i weszłyśmy do środka. Od razu przytłumił nas dźwięki głośnej muzyki. Ruszyłyśmy w stronę stolików, żeby zająć sobie jakieś miejsce. Zauważyłam, że prawie cała męska populacja znajdująca się na sali, była wpatrzona w nas obie. Po chwili zobaczyłam pod ścianą paczkę Louisa i jego szanowną osobę. Zauważyłam, że Niall prawie się ślini na widok Carrie. Szturchnęłam ją w bok i przysunęłam się do jej ucha.
- Horan pożera cię wzorkiem i prawie się nie obślini na twój widok. Nie odwracaj się, idź dalej- wyszeptałam do jej ucha i dalej szłyśmy w poszukiwaniu wolnego miejsca. Po chwili poszukiwań znalazłyśmy sobie stolik czteroosobowy, który był wolny. Położyłyśmy torebki na krzesła i usiadłyśmy. Po jakimś czasie Niall podszedł do Car i zabrał ją na parkiet. Ja również nie musiałam długo czekać na partnera. Podszedł do mnie po chwili wysoki blondyn i zapytał się czy z nim zatańczę. Zgodziłam się i weszliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Kątem oka widziałam, że Tomlinson kipi ze złości. Nie wiedziałam dlaczego jest taki zły, jeśli my się nawet nie lubimy. Jednak postanowiłam się zabawić. Z tym i z każdym kolejnym partnerem tańczyłam bardzo blisko. Kiedy przetańczyłam już chyba z 30 piosenek, postanowiłam iść usiąść i odpocząć. Kiedy szłam do stolika, zauważyłam w kącie stojącą Carrie i Horana jak się całują. Uśmiechnęłam się sama do siebie i usiadłam przy stoliku. Jednak nie dane mi było długo tam posiedzieć. Po kilku minutach usłyszałam czyjś szept przy uchu.
- Witam panią Evans. Widzę, że dobrze się bawisz- wyszeptał mi ktoś do ucha. Od razu wiedziałam kto to.
- Jest bardzo miło Tomlinson- odpowiedziałam.
- Masz może ochotę zatańczyć?- nadal mi szeptał do ucha.
- Mam ochotę- powiedziałam i wstałam. Ruszyliśmy w stronę parkietu. Akurat zaczęła grać wolna piosenka. Louis objął mnie w tali, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Zaczęliśmy tańczyć. Przez cały czas nikt z nas się nie odzywał. Patrzyliśmy sobie tylko w oczy. Kiedy piosenka się skończyła, podziękowałam Lou i odeszłam do stolika. Nagle poczułam wibracje w moim telefonie. Wyjęłam go z torebki i odblokowałam. Zobaczyłam nową wiadomość od Carrie.
Przyjdź do sali 25. Muszę ci coś powiedzieć, a na sali nie da się porozmawiać. Carrie. 
Zdziwiłam się trochę, ponieważ o czym by miałam ze mną porozmawiać Car. Jednak zdecydowałam się pójść. Schowałam telefon do torebki i wzięłam ją. Ulotniłam się po cichu z sali gimnastycznej i skierowałam się do 25. W drodze zastanawiałam się o co chodzi Carrie. Kiedy dotarłam do odpowiedniej sali, weszłam do środka.
- Carrie jesteś tutaj? Czego chciałaś?- zapytałam się, ale nikt mi nie odpowiedział. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i głos zamykanego zamka. Krzyknęłam przerażona. Po chwili zapaliło się światło i zobaczyłam po drugiej stronie sali Tomlinson. Dopiero teraz mogłam się przyjrzeć ja wygląda. Wcześniej nie wiem czemu, ale nie zwróciłam na niego większej uwagi. Jest ubrany w czarny garnitur i białą koszulę. Jego włosy są postawione do góry na żel.
- Czemu krzyczysz Liluś? Przecież to tylko ja- powiedział i się zaśmiał.
- Zamknęli nas prawda?- zapytałam się go.
- A jak myślisz? Zrobili nam po prostu głupi kawał- wyjaśnił Lou i poklepał miejsce obok siebie. Teraz zauważyłam, że siedzi on na jednej z ławek. Niechętnie ruszyłam w jego stronę. Usiadłam na ławce, ale zachowałam bezpieczny odstęp. Wyjęłam telefon i zaczęłam się nim bawić. Oczywiście nie było zasięgu, więc nie miałam jak zadzwonić. Kątem oka zauważyłam, że Louis przysiadł się do mnie bliżej i zaczął jeździć ręką po moim udzie. Postanowiłam go olać. Jednak nagle poczułam, że jego palce wchodzą za materiał moich majtek i zaczynają się bawić moją kobiecością. Chciałam strzepnąć tą rękę, ale nie mogłam. Zwyczajnie za bardzo mi się to podobało. Nagle ręka Tomlinsona trafiła na mój czuły punkt, a ja mimowolnie jęknęłam.
- Widzę, że ci się podoba- powiedział Lou i mocniej zaczął pieścić mój czuły punkt.
- Proszę Louis przestań. My nie powinnyśmy- powiedziałam.
- Och cicho siedź- powiedział i wyjął ze mnie swoje palce. Stanął na przeciwko mnie i wyjął telefon z mojej dłoni. Położył go na ławce i gwałtownie naprał na moje wargi. Ja mimowolnie jęknęłam. Poczułam jak Lou uśmiecha się po przez pocałunek i przygryza moją wargę, prosząc o pozwolenie. Ja w odpowiedzi otworami szerzej usta i wpuszczam jego język do swoich ust. Rozpoczyna się walka o dominację. Nie wiem dlaczego, ale całuje się z nim, kiedy jesteśmy zamknięci w klasie. Niby się nienawidzimy, ale teraz zachłannie się całujemy. Powoli wplatam palce w jego włosy, przez co niszczę cały efekt ułożenia jego włosów. Jednak twierdzę w myślach, że wygląda teraz o wiele bardziej przystojnie. Louis kładzie ręce na moje pośladki i ściska je. Ja ponownie jęczę. Odrywamy się od siebie by zaczerpnąć powietrza. Sprytne ręce Lou wędrują z pośladków na zapięcie od mojej sukienki. Rozsuwa ją, a ona gładko opada ze mnie. Tomlinson odsuwa się ode mnie i siada obok na ławce.
- Rozbierz się seksownie- mówi, a jego głos ma seksowną chrypę. Nie bardzo wiem jak to zrobić, ale postanawiam spróbować. Zdejmuję sukienkę z nóg i razem ze szpilkami rzucam ją w bok. Teraz stoję przed nim w samej koronkowej bieliźnie.
- O założyłaś bieliznę taką jaką chciałem. Grzeczna dziewczynka- mówi i zdejmuje marynarkę oraz koszule. Teraz widzę w pełnej okazałości jego umięśniony tors. Widzę, spore wybrzuszenie w spodniach Louisa. To działa na mnie pobudzająco. Zaczynam kręcić seksownie biodrami i odpinać stanik. Kiedy opada on na podłogę, Lou gwałtownie wstaje i podchodzi do mnie.
- Jesteś taka piękna, nie mogę czekać- mówi i ponownie całuje mnie w usta. Każe mi się położyć na blat ławki, a sam zdejmuje swoje spodnie i bokserki. Wyjmuje prezerwatywę i zakłada go na swojego przyjaciela. Teraz widzę, jaki on ogromny. Marzę o tym, żeby znajdował się we mnie. Tomlinson podchodzi do mnie i ściąga ze mnie majtki. Nakierowuje swojego penisa na moją kobiecość i gwałtownie we mnie wchodzi. Jęczę.
- Boli cię? Przepraszam- mówi i ma zamiar wyjść ze mnie. Ja jednak zatrzymuje go nogami i owijam je w okół jego pasa.
- Nie nie przestawaj. Proszę pieprz mnie mocno- powiedziałam, a w jego oczach pojawiły się iskierki pożądania. Zaczął się szybko poruszać we mnie. Zarzuciłam mu ręce na plecy i zaczęłam go drapać. W między czasie zaczął całować moją szyję i piersi. Zostawił na szyi pokaźną malinkę. Teraz była naznaczona przez niego. Zauważyłam, że Louis był już u szczytu wytrzymałości. Ja również byłam prawie na szczycie. Wystarczyło jeszcze kilka mocnych pchnięć i oboje doszyliśmy w tym samym momencie.
- Louissss- krzyknęłam i mocno wbiłam paznokcie w jego plecy.
- Lilyyy- również krzyknął Lou. Opadł na mnie bezsilnie. Chwilę zostaliśmy w takie pozycja. W końcu Louis wyszedł ze mnie i zdjął prezerwatywę ze swojego przyjaciela. Zeszłam z ławki i zaczęłam szukać swoich ubrań. Kiedy miałam na sobie tylko bieliznę, Tomlinson był już cały ubrany. Bałam się tego co może teraz powiedzieć. Założyłam sukienkę, ale miałam małe problemy z zapięciem suwaka. Louis wyrzucił prezerwatywę do kosza i podszedł do mnie. Chwycił suwak i zapiął sukienkę. Następnie odwrócił mnie do siebie przodem. Bałam się spojrzeć w jego oczy. On chwycił mój podbródek palcami i zmusił mnie, żebym na niego spojrzała. Pochylił się i musnął lekko moje usta. Potem odsunął się ode mnie kawałek i oparł czoło o moje.
- Wyglądasz tak seksownie w tej sukience i z tymi malinkami, że chętnie znowu bym zaczął cię pieprzyć- powiedział i się zaśmiał. Ja się lekko uśmiechnęłam i odsunęłam się. On popatrzył na mnie zdziwiony.
- Muszę założyć buty- wyjaśniłam i podniosłam je z podłogi. Wsunęłam je na nogi i wzięłam torebkę i podeszłam do Lou. On chwycił mnie za wolną rękę i splótł nasze palce razem. Uśmiechnął się do mnie i podeszliśmy do drzwi. Tomlinson wyjął z kieszeni spodni kluczyk i otworzył je. Ja popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Musiałem coś zrobić, żeby cię tutaj zatrzymać. Mam nadzieję, że nie żałujesz- powiedział i wyszliśmy z sali. Ja tylko mocniej ścisnęłam jego rękę w odpowiedzi. Wcale nie żałowałem, że zrobiłam to z nim. Ruszyliśmy do wyjścia ze szkoły. Nie mieliśmy zamiaru wracać na bal. Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz zadrżałam. Było o wiele zimniej niż wcześniej. Louis zauważył to. Puścił na chwilę moją dłoń i założył mi na ramiona swoją marynarkę. Ponownie splótł nasze palce.
- Wyglądasz o wiele lepiej w tej marynarce niż ja- powiedział i się zaśmiał. Ja też po chwili cicho się zaśmiałam.
- Idziemy coś zjeść?- zapytał się mnie.
- Louis jest prawie dwunasta- odpowiedziałam.
- Odprowadzę cię potem- zaproponował.
- A jak ci nie powiem gdzie mieszkam?- powiedziałam i się zaśmiałam.
- Muszę chyba znać adres moje dziewczyny- powiedział i ponownie mnie pocałował. Ja odwzajemniłam go. Po kilki minutach oderwaliśmy się od siebie.
- Dobra idziemy coś zjeść- powiedziałam i ruszyliśmy w stronę knajpki całodobowej. W moich brzuchu latało stado motyli. Nadal nie mogłam uwierzyć, że nazwał mnie swoją dziewczyną. Wiedziałam, że go kocham. Po prostu ukrywałam to pod nienawiścią. Przecież od nienawiści do miłości jeden mały krok.

Macie taką małą niespodziankę ode mnie. Wiem, że pewnie spodziewaliście się nowego rozdziału, ale ciągle miałam w głowie pomysł na tego imagina. Także postanowiłam go napisać. Jest on troszeczkę +18 a także taki zwykły. Sądzę, że jest całkiem niezły. Postaram się dodać następny rozdział w niedzielę. Chociaż nie wiem jak to będzie z czasem. Jednak postaram się. Zapraszam do komentowania :)

28.10.2013

Rozdział XVIII

                                                   muzyka

Ruszyłem w stronę centrum miasta. Chciałem pokazać Jess moje dwa ulubione miejsca. Po około 15 minutach byliśmy na miejscu. zaparkowałem na parkingu obok stadionu i zgasiłem silnik. Wyjąłem kluczyki ze stacyjki i popatrzyłem z stronę rudej. Uśmiechnąłem się do niej.
- Gotowa, żeby trochę pozwiedzać?- zapytałem się jej.
- Pewnie- odpowiedziała i wysiedliśmy. Zamknąłem samochód i ruszyliśmy w stronę wejścia. Pokazałem przepustkę ochroniarzowi i weszliśmy do środka. Zacząłem pokazywać Evans każde pomieszczenie. Wiele wspomnień wiązałem z tym miejscem, więc chciałem, żeby Jessica znała to miejsce. Najbardziej jej się podobało w sali konferencyjnej. Robiliśmy mnóstwo zdjęć. Świetnie się przy tym bawiliśmy. Ciągle się śmialiśmy i wygłupialiśmy. Kiedy dotarliśmy na murawę boiska, Jess zaczęła biegać w kółko. Ja się zacząłem śmiać. Podszedłem do ławki rezerwowych i usiadłem. Zacząłem się wpatrywać w rudą. Ile ona miała energii. Po jakimś czasie przestała biegać i usiadła na trawie. Uśmiechnąłem się sam do siebie i wziąłem piłkę, którą znalazłem. Ruszyłem w jej stronę. Kiedy stanąłem obok niej, ona popatrzyła na mnie z dołu. Uśmiechnąłem się do niej i podałem jej rękę. Ona chwyciła ją i podniosła się.
- Postrzelamy?- zapytałem się jej.
- Jasne- odpowiedziała i ruszyła na pozycje bramkarza. Ja ustawiłem piłkę na odpowiednim miejscu i przygotowałem się do strzału. Nie miałem zamiaru strzelać zbyt mocno. Nie chciałem, żeby jej się coś stało. Popatrzyłem w jej stronę. Przygotowywała się do obrony strzału.
- Gotowa?- krzyknąłem.
- Gotowa- odkrzyknęła i się zaśmiała. Wziąłem mały zamach i strzeliłem. Jessica rzuciła się w stronę nadlatującej piłki i gładko złapała ją w dłonie. Odrzuciła mi ją.
- Teraz strzelaj porządnie. Nie traktuj mnie inaczej, bo jestem dziewczyną- powiedziała. Mam grać normalnie? Spoko- pomyślałem. Położyłem piłkę i przygotowałem się. Wziąłem większy zamach i strzeliłem. Teraz również ruda obroniła. I tak jeszcze przez pięć razy.
- Jak ty to robisz?- zapytałem się jej, kiedy zmienialiśmy się miejscami.
- Tajemnica- odpowiedziała i się zaśmiała. Zacząłem przygotowywać się do obrony. Kiedy byłem gotowy, pokazałem Jess kciuki do góry. Ona wzięła zamach i strzeliła. Rzuciłem się, żeby obronić strzał, ale nie udało mi się. Piłka trafiła do siatki. Przy kolejnych strzałach było tak samo. Kiedy już skończyliśmy zabawę, wziąłem piłkę i podszedłem do rudej.
- Jak ty to robisz?- zapytałem się jej ponownie.
- Tajemnica. Nie powiem ci- odpowiedziała i się zaśmiała.
- Ej no weź. Przecież się przyjaźnimy- powiedziałem i się do niej przysunąłem. Rzuciłem piłkę na ziemie i objąłem ją w pasie. Popatrzyłem w jej piękne zielono-niebieskie oczy.
- Proszę- powtórzyłem i zrobiłem słodką minkę zbitego szczeniaczka.
- Niech ci będzie- powiedziała i się zaśmiała- Jak byłam mała to często grałam z Michałem i z tatą w piłkę. To była taka nasza mała tradycja. W każde lato, tata zabierał nas na boisko i graliśmy- dokończyła i po jej policzku spłynęła łza. Ja podniosłem dłoń i otarłem ją.
- Mała co się dzieję?- zapytałem się jej z troską w głosie. Martwiłem się o nią, za każdy razem jak była smutna. Przeżyła dużo smutnych chwil i nie wiadomo, do czego może być zdolna.
- Nic się nie stało. Po prostu jestem smutna. Za dwa dni przypada rocznica śmierci mojego taty i za każdym razem szłam na grób. Teraz jednak nie jest to możliwe- odpowiedziała i smutno się uśmiechnęła.
- O matko nie wiedziałem Jess. To znaczy wiedziałem o śmierci twojego taty, ale nie wiedziałem kiedy jest rocznica. Nie powinienem cię zabierać ze sobą. Przepraszam. Na pewno chciałaś spędzić ten dzień w gronie rodziny- powiedziałem i mocną ją przytuliłem. Ona się we mnie wtuliła.
- Nie musisz mnie przepraszać. Cieszę się, że jestem tutaj z tobą. Zawsze w tym dniu byłam smutna, ale dzięki tobie może się to zmieni. Po za tym chciałam poznać twoją rodzinę- wyjaśniła.
- Moja mała dziewczynka, moja mała, słodka dziewczynka- powiedziałem i pocałowałem ja w głowę. Ona zaśmiała się. Staliśmy tak przez jakiś czas  w ciszy. W końcu postanowiłem się odezwać.
- Masz ochotę zobaczyć jedno z najpiękniejszych miejsc w Doncaster?- zapytałem i odsunąłem się do Jessicy.
- Jasne- odpowiedziała i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Wyszliśmy ze stadionu i wsiedliśmy do samochodu. Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę obrzeży miasta. Zatrzymałem się przy wyjeździe do lasu. Zaparkowałem samochód i wyłączyłem silnik. Wyjąłem kluczyki i wysiadłem z samochodu. Obszedłem go i otworzyłem drzwi rudej. Ona się zaśmiała i wysiadła. Zamknąłem samochód i uśmiechnąłem się do Jess. Złapałem ją za rękę i ruszyłem w głąb lasu. Podczas drogi ciągle rozśmieszałem rudą. Widziałem, że jest trochę przygaszona i dlatego chciałem poprawić jej humor. W końcu znaleźliśmy się na miejscu. Była to mała polanka znajdująca się obok skarpy. Widać było z tą całe Doncaster. Uśmiechnąłem się sam do siebie i pociągnąłem Jess w stronę skarpy. Zatrzymałem się kilka metrów od spadku. Puściłem dłoń Jessicy i popatrzyłem w jej stronę. Stała tak jakby oczarowana widokiem. Zachichotałem pod nosem i objąłem ją w pasie. Ona wtuliła się we mnie i patrzyła na panoramę Doncaster. Staliśmy tak w ciszy. Nie była jednak to krępująca cisza, tylko taka przyjemna. Oboje myśleliśmy. Nie wiem ile tak staliśmy. Straciłem poczucie czasu. Czułem się wspaniale. Po jakimś czasie usłyszałem cichy szept Jessicy.
- Louis to miejsce jest cudowne. Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś- wyszeptała.
- Nie musisz mi dziękować. Cieszę się, że pokazałem ci to miejsce. Jest dla mnie bardzo szczególne- powiedziałem i pocałowałem ją w głowę.
- Opowiedz mi dlaczego?- zapytała się mnie.
- Pewnie- odpowiedziałem i poprawiłem czapkę, która spadła mi na oczy. Odetchnąłem głęboko i zacząłem mówić.
- To miejsce jest dla mnie bardzo ważne, ponieważ zawsze tutaj przychodziłem kiedy miałem jakieś problemy. To miejsce działa na mnie kojąco. Kiedy byłem wkurzony, wystarczyło tylko tutaj przyjść i od razu cała złość odchodziła- wyjaśniłem i się uśmiechnąłem do Jess. Ona odwzajemniła gest i mocniej się we mnie wtuliła.
- Zimno ci?- zapytałem się jej.
- Troszeczkę, ale nic mi nie będzie.
- Tak nic ci nie będzie, a jutro będziesz ciągle kichać. Idziemy do samochodu. Jak się przeziębisz to mama mnie zabije- powiedziałem i się zaśmiałem.
- Niech będzie- powiedziała i ruszyliśmy z powrotem do samochodu. Wsiedliśmy do środka. Włączyłem ogrzewanie.
- Wracamy do domu- powiedziałem i odpaliłem silnik. Jessica tylko przytaknęła mi głową. Wyjechałem z leśnej dróżki i ruszyłem w stronę domu. Po 40 minutach byliśmy już na miejscu. Zaparkowałem samochód na podjeździe i zgasiłem silnik. Wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy do drzwi od domu. Wyciągnąłem klucze z kieszeni i otworzyłem dom. Przepuściłem Jess w drzwiach i sam weszłem do środka. Zamknąłem za sobą drzwi. Zdjęliśmy kurtki i buty i skierowaliśmy się do kuchni.
- Jesteś głodna?- zapytałem się Jessicy.
- Pewnie. Jednak jak cię ogrywałam, to się zmęczyłam- odpowiedziała i się zaśmiała. Ja też po chwili do niej dołączyłem.
- Co to robimy?
- Hmm spaghetti.
- Dobra- powiedziałem i założyliśmy fartuchy. Zaczęliśmy przygotowywać jedzenie. Mieliśmy przy tym multum zabawy. Ciągle się śmialiśmy i ogólnie wygłupialiśmy się.
- I gotowe- powiedziała Jess, kładąc talerze na stole.
- Bon a petit- odpowiedziałem i podałem jej widelec. Zabraliśmy się do jedzenia. Po skończonym posiłku, wstawiliśmy talerze do zmywarki i włączyliśmy ją.
- To co teraz robimy?- zapytałem się rudej.
- Ja idę na górę się przebrać w coś wygodniejszego, a potem się zobaczy- odpowiedziała i ruszyła po schodach na górę. Ja także postanowiłem się przebrać w coś luźniejszego. Weszłem po schodach na górę i skierowałem się do swojego pokoju. Weszłem do środka i podeszłem do komody. Wyjąłem szare dresy i bordową koszulkę. Zamknąłem drzwi i przebrałem się. Poprawiłem jeszcze grzywkę, która spadła mi na oczy i wyszedłem z pokoju. Podeszłem do pokoju Jess. Usłyszałem jak z kimś rozmawia. Postanowiłem poczekać na nią w salonie. Zeszłem na dół i usiadłem na kanapie. Włączyłem telewizor i zacząłem oglądać jakiś durny serial.
*oczami Jess* 
Kiedy weszłam do swojego pokoju, zamknąłem za sobą drzwi i podeszłam do szafy. Wyjęłam szare dresy i białą koszulkę. Przebrałam się i odłożyłam wcześniejsze ubrania. Usłyszałam nagle początek zwrotki Lou w Little Things. Telefon- pomyślałam i zaczęłam go szukać. W końcu go znalazłam. Odblokowałam go i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Siemasz siostra. Jak tam?- usłyszałam po drugiej stronie głos Michała. Uśmiechnęłam się na sam jego głos. Dawno z nim nie rozmawiałam.
- Cześć brat. Dobrze. Jestem u tego Louisa na święta, tak jak ci wtedy mówiłam.
- Mam nadzieję, że on nic ci nie zrobił?- zapytał się mnie. Jak zawsze opiekuńczy Michał- pomyślałam.
- Michał nie martw się. Nic mi nie jest. Lou to mój przyjaciel, nie skrzywdził by mnie. Teraz ty gadaj jak tam z Anetą?
- Dobrze. Tylko boję się, że się nie zgodzi. Martwię się Jess- słyszałam w jego głosie zmartwienie.
- Na pewno się zgodzi. Nie martw się. Widać, że cię kocha- próbowałam go podnieść na duchu.
- Dzięki Jessica. Tego mi było trzeba. Będę spadać, Aneta chcę, żebym zamontował lampki na domie. Kocham cię siostrzyczko.
- Dobrze, tylko nic sobie nie zrób. Też cię kocham braciszku- powiedziałam i rozłączyłam się. Odłożyłam telefon na komodę i otworzyłam drzwi. Wyszłam z pokoju i skierowałam się na dół po schodach. Zobaczyłam, że Lou coś ogląda.
- Co jest ciekawego w telewizji?- zapytałam się i usiadłam obok niego.
- Nic nie ma- odpowiedział i wyłączył telewizor. Zaczęłam się zastanawiać co by porobić. Nagle wpadłam na pomysł co możemy porobić.
- Louis macie tutaj jakieś instrumenty?- zapytałam się go z nadzieją.
- Mam u siebie gitarę, a co?
- Mógłbyś ją przynieść?
- Pewnie. Poczekaj chwilę- odpowiedział i wstał z kanapy. Ruszył na górę po schodach. Po 10 minutach ponownie siedział obok mnie. Podał mi gitarę. Ja ustawiłam ją odpowiednio i sprawdziłam czy stroi.
- Co zamierzasz robić?- zapytał się mnie nadal nie świadomy niczego Lou.
- Zaraz usłyszysz- powiedziałam i zaczęłam grać pierwsze dźwięki.
                                                  muzyka 

*oczami Lou*
- Zaraz usłyszysz- powiedziała Jess i zaczęła grać na gitarze. Popatrzyłem na nią zdziwiony. Ona tylko uśmiechnęła się do mnie i zaczęła śpiewać.
Mamma told me not waste my life 
Shie said spread your wings 
My little butterfly 
Don't let what they say 
Keep you up at night 
And If they give you 
Shh... 
Then they can walk on by 
Znowu mogłem usłyszeć ten jej niebiański głos. Słyszałem jej śpiewa mnóstwo razy, ale ciągle mnie zaskakiwała. Potrafiła pokazać za każdym razem, że umie coś więcej.
My feet, feet can't tuch the ground 
And I can;t hear a sound 
But you just keep on running up your mouth yeah 
Uwielbiałem kiedy Jess śpiewała. Wtedy tak się wczuwała. Miała taką magiczną więź z piosenką.
Walk, walko on over there 
Cos I'm too fly to care 
Oh yeah 
Jej palce gładko przechodziły do kolejnych akordów. Ani na moment się nie wahała. Ona po prostu wiedziała, że gra dobrze.
You words don't mean a thing 
I'm not listening 
Keep talking all I know is 
Mogłem jej słuchać do końca życia. Była dla mnie idealna. Chciałem każdego ranka budzić się przy niej i zasypiać obok niej w nocy.
You words don't mean a thing 
I'm not istening 
Keep Talking all I know is 
Kochałem ją za to jak się wczuwała w każdą piosenkę. Dodawała zawsze coś od siebie. Czasami było to nawet drobne zmiany wysokości dźwięków, ale w jej wykonaniu brzmiały wspaniale.
Mamma told me not to waste my life 
She said spread your wings 
My little butterfly 
Don't let what they say 
Keep you up al night 
And they can't detain you 
Cos wings are made to fly 
Śpiewała tą piosenkę bardzo dobrze. Będę musiał powiedzieć Pezz, żeby posłuchała jak Jess wykonuje ich piosenkę- pomyślałem i się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że na Perrie zabierze Jessice na spotkanie Little Mix i w szóstkę będę śpiewać.
And we don't let nobody 
Bring us down 
No matter what you say 
It won't hurt me 
Don't matter If I fall 
From the sky 
These wings are made to fly 
Podobało mi się to, że ruda zawsze dawała z siebie 100%. Nigdy się nie poddawała. Jeśli postanowiła coś zrobić, to na pewno to zrobi. Miała silną osobowość.
I'm firing up on that runway 
I know we are gonna get there someday 
But we don't need no ready steady go no 
Wydaje się na początku nieśmiała, ale jeśli bliżej ją poznasz to przekonasz się, że taka nie jest. Jessica po prostu nie zaufa szybko osobie, którą dopiero poznała. Ona musi wiedzieć, że ta znajomość ma jakiś sens.
Talk, talk turns into air 
And I don't even care 
Oh yeah 
Jess była taką osobą, która potrafi poprawić każdemu humor. Jeśli miałem zły dzień, wystarczyło, żebym ją zobaczył, a od razu się uśmiechałem.
You words don't mean a thing 
I'm not listening 
Keep talking all I know is 
Mimo tego, że miała silny charakter, sprawiała, że każdy chciał się nią opiekować. W szczególności ja. Wiedziałem, że przeszła dużo. Udawał, że wszystko jest w porządku. Ale ja wiedziałem, że jeśli nie będzie miała na kim polegać po prostu się załamie. Nie wytrzyma psychicznie i sobie coś zrobi. Tego bym sobie nigdy nie darował.
Mamma told me not to waste my life 
She said spread your wings 
My little butterfly 
Don't let what they say 
Keep you up at night 
And they can;t detain you 
Cos wings are made to fly 
Zawsze ją próbowałem pocieszyć, jeśli miała zły humor lub była smutna. Wiedziałem, że to jest tak jakby mój obowiązek. Może to było dziwne, ale ja bym nie wytrzymał, jeśli by coś jej się stało. Po prostu Jess była dla mnie bardzo ważna.
And we don't let nobody 
Bring us down 
No matter what you say 
If won't hurt me 
Don't matter if I fall 
From the sky 
These wings are made to fly 
Czasami miałem wielką ochotę po prostu do niej podejść i ją pocałować. Jednak miałem świadomość, że może to zniszczyć naszą przyjaźń i nie będę mógł jej chronić. Tego bym sobie nie darował.
I don't need no one saying 
Hey, hey, hey, hey 
I don't heat no one saying 
Hey, hey, hey, hey
Hey, hey, hey, hey 
Przestań o tym myśleć Lou. Jessica jest bezpieczna i nic jej nie grozi- skarciłem samego siebie w myślach. Skup się na czymś innym- pomyślałem i zacząłem się ponownie wsłuchiwać w głos Jess. Działa on na mnie uspokajająco.
You better keep walking 
I don't wanna hear your talking 
Boy'd 
You better keep on walking 
I don't wanna hear your talking 
Boy's 
Zauważyłem, że ruda zbliża się do końca piosenki. Uśmiechnąłem się do niej i wygodnie usiadłem.
You words don't mean a thing 
I'm not listening 
They're just like water off my wings 
Skupiłem się ponownie na palcach Jess. Nadal fascynowało mnie to jak szybko daje sobie radę zmieniać akordy.
Mamma told me not to waste my life 
She said spread your wings 
My little butterfly 
Don't let what they say 
Keep you up at night 
And They can't deatain you 
Cos wings are made o fly 
Jessica zaczęła wyciągać dźwięki. To dało mi znak, że jest przy końcu piosenki.
And we don't let nobody 
Bring us down 
No matter what you say 
If won't hurt me 
Don't matter If I fall 
From the sky 
These wings are made to fly 
These wings are made to fly 
Jess zagrała ostatnie dźwięki i wyciszyła gitarę. Odgarnęła kosmyk włosów, który spadł jej na twarz.
- I jak było?- zapytała się mnie.
- Tak jak zawsze. Niesamowicie. Ciągle mnie zadziwiasz tym co umiesz- odpowiedziałem i się zaśmiałem. Po chwili dołączyła do mnie ruda. Kiedy już się uspokoiliśmy, wziąłem gitarę od Jess.
- Ja teraz ci coś zagram. Jeśli będziesz znała tekst do śpiewaj- powiedziałem i zacząłem grać pierwsze dźwięki mojej ulubionej piosenki.
                                                 
I oto jest XVIII rozdział. Nareszcie. Na początku nie miałam kompletnie weny na napisanie go, ale jednak mi się to udało. Sądzę, że rozdział jest niezły. Zapraszam Was do komentowania. Nie wierzę, że jest już tak dużo wyświetleń. Myślałam, że nie odniosę takiego sukcesu, a tu proszę. Postaram się dodać kolejny rozdział za tydzień, ale niczego nie obiecuję. Rozumiecie szkoła.

15.10.2013

Rozdział XXVII

                                                   muzyka

Szłam ciemną uliczką. Czułam ciągle, że ktoś mnie obserwuję. Jednak kiedy się odwracałam nikogo nie widziałam za sobą. Usłyszałam jakieś przekleństwa. Postanowiłam zobaczyć co się dzieje. Szybko ruszyłam w stronę dobiegającego głosu. Kiedy byłam już blisko celu zobaczyłam, że to Louis. Był on przywiązany do jakieś rury. Miał on wiele ran na ciele, a z rozciętej skroni lała się nadal krew. Pokonałam szybko dystans dzielący nas od siebie. Uklękłam obok niego. 
- Lou co ci się stało- powiedziałam i starałam się rozwiązać sznur. 
- Jessica zostaw mnie, idź stąd. Proszę cię uciekaj, bo jeszcze i ciebie złapie. Nie darowałbym sobie wtedy, gdy by ci coś zrobił- powiedział. 
- Ale kto? O co chodzi Tommo?- zapytałam się, ale nie dostałam odpowiedzi. Zamiast tego poczułam silny ból z tyłu głowy. Pod wpływem uderzenia, przewróciłam się. Ktoś mnie przewrócił na plecy. Zobaczyłam jakiegoś mężczyznę, który pochylał się na de mną. 
- Widzę, że twoja przyjaciółeczka przyszła ci z pomocą. Niezła z niej suczka. Można by było poruchać. Pobawimy się mała, jak tylko skończę z tym koleżką- powiedział i mnie przesunął. Następnie podszedł do Lou. Wziął zapach i z całej siły uderzył szatyna w brzuch. 
- Nie zostaw go- krzyknęłam, próbując się podnieść. On wstał i odwrócił się w moja stronę. 
- A czemu mam to zrobić?- zapytał się i zadał kolejny cios Lou. Tym razem Tommo dostał pięścią w twarz. Poczułam słone łzy na policzkach- O jej mała dziewczynka się popłakała, bo jej koleżka ma kuku. Żałosne. 
- Proszę zostaw go. Zrobię wszystko co będziesz chciał, ale puść go wolno- powiedziałam łkając. 
- Nie zostaw ją. To mnie szukałeś, a nie jej- Louis krzyknął. 
- O jej, ale to romantyczne. Najpierw zabiję ciebie chłoptasiu, a potem się zabawię z dziewczyną- powiedział i wyciągnął z kieszeni pistolet. Skierował go w stronę Lou. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Tommo posłał mi smutny uśmiech i wyszeptał bezgłośnie "Kocham Cię". Ja odpowiedziałam to samo, a Louis po raz ostatni popatrzył na mnie tymi swoimi niebieskookimi oczami. Tymi pięknymi niebieskookimi oczami, których już nigdy miałam nie ujrzeć. Płakałam jeszcze bardziej. Nie widziałam już nic po przez łzy. Nagle usłyszałam ogromny huk i szyderczy śmiech mężczyzny. Przetarłam oczy i ujrzałam bezwładne ciało Lou. Podniosłam się mimo bólu i podeszłam do niego szybko. Uklęknęłam obok słupa i rozwiązałam ręce szatyna. Położyłam jego głowę na kolana i zaniosłam się ponownie głośnym płaczem. 
- Nie to nie może być prawda. Proszę. Ja nie potrawie bez niego żyć. Proszę obudź się- krzyczałam i przytuliłam jego ciało do siebie. Chciałam ponownie poczuć te motyle w brzuchu za każdym razem kiedy mnie dotykał. Usłyszeć jego śmiech i poczuć jego zapach. 
- Dobra twój koleżka nie żyje. Teraz mogę się zająć tobą- powiedział i zaczął iść w moją stronę. Ja nie wytrzymałam. Niech zrobi mi co chce. Mam to w dupie. Będę wtedy razem z Lou- pomyślałam. 
- Jak mogłeś go zabić, jak?- zaczęłam krzyczeć. 
- Normalnie. Wystarczyło nacisnąć tylko spust- powiedział i chwycił mnie za nadgarstki. Siłą podniósł mnie. Przyparł mnie do ściany i puścił moje ręce. Zaczął całować moją szyję i macać mnie rękami. Próbowałam go odepchnąć, ale był silniejszy. Zamachnęłam się kolanem i kopnęłam go w kroczę. Kiedy on zwijał się z bólu, ja zaczęłam uciekać. Usłyszałam tylko głos tamtego mężczyzny, że dołączę do swojego kochasia. Potem huk strzału i ból w okolicach głowy. Upadłam na ziemię. Mężczyzna podszedł do mnie i kopnął mnie w brzuch. Przed oczami zrobiło mi się ciemno i już nic nie czułam. 

Obudziłam się zlana potem. Szybko otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Mój oddech był szybki i płytki. Matko co to był za sen. To było takie realistyczne- pomyślałam i poczułam na policzkach łzy. Wytarłam je i sięgnęłam po telefon. Odblokowałam go i spojrzałam, która godzina. Zajebiście. Jest 4:30, a ja na pewno nie zasnę. Przynajmniej sama- pomyślałam i postanowiłam pójść do Lou. Odłożyłam telefon i wstałam z łóżka. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Podeszłam do pokoju Tommo i po cichu weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do łóżka. Zobaczyłam szatyna, który spał rozłożony na całym łóżku. Albo nie będę go budzić- pomyślałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Jessica co tutaj robisz? Coś się stało?- usłyszałam za sobą głos Lou. Nie wytrzymałam zaczęłam płakać. Usłyszałam za sobą Lou i po chwili poczułam silne ramiona opatulające mnie z tyłu. Louis odwrócił mnie do siebie przodem i mocno przytulił. Ja się w niego wtuliłam i płakałam. Tommo nie zadawał żadnych pytań. Po prostu wiedział, że jak będę chciała to powiem. Kiedy już udało mi się przestać płakać, odsunęłam się trochę od niego.
- Co się stało mała?- zapytał się mnie.
- Miałam koszmar. Teraz boję się iść spać- wyszeptałam.
- Już spokojnie. Jestem z tobą. Nic ci się nie stanie. Chodź pójdziemy spać- powiedział i mnie puścił. Podeszliśmy do łóżka i położyliśmy się. Lou przykrył nas kołdrą. Odwróciłam się z jego stronę.
- To nie będzie dla ciebie problem, że będę z tobą spać?- zapytałam się go.
- Jessica wiesz przecież, że nie. Nie martw się już i spróbuj zasnąć- odpowiedział i posłał mi uśmiech.
- A mogę się do ciebie przytulić?- zapytałam się ponownie.
- Pewni- powiedział i wziął mnie w swoje ramiona. Wtuliłam się w niego mocno i poczułam się od razu bezpieczniej.
- Śpij mała. Jestem przy tobie- wyszeptał Tommo, a ja w odpowiedzi mocniej się w niego wtuliłam. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.

                                                   muzyka

*rano* 
- Mała pora wstawać- usłyszałam szept Lou przy uchu.
- Jeszcze pięć minut Louis- odpowiedziałam i ułożyłam się wygodniej.
- No możesz jeszcze iść spać, ale ja chciałbym wstać- powiedział i się zaśmiał. Ja podniosłam głowę i popatrzyłam na niego. Teraz dopiero zobaczyłam, że leżę na torsie Tommo.
- Oj przepraszam. Pewnie jestem zbyt ciężka. Już wstaję- powiedziałam i zaczęłam się podnosić. Jednak Louis objął mnie ramieniem i nie pozwoli mi się podnieść.
- Żartowałem przecież. Możemy jeszcze tak poleżeć. Przyjemnie tak- powiedział i się uśmiechnął. Ja położyłam ponownie głowę na jego torsie. Leżeliśmy tak w milczeniu. Nie była to krępująca cisza, ale tak przyjemna.
- Co będziemy dzisiaj robić?- zapytałam się po kilku minutach.
- Pokażę ci dzisiaj okolicę- odpowiedział.
- A nie powinniśmy pomóc twojej mamie?
- Nie. Po za tym powiedziałam mi wczoraj, że ma zamiar dzisiaj pojechać razem z dziewczynami do sklepów i wrócą dopiero wieczorem. Czyli dzisiaj mamy cały dom dla siebie.
- Okej. Wstajemy?- zapytałam się.
- Pewnie- odpowiedział Louis, a ja podniosłam się z niego. Wstałam z łóżka i się przeciągnęłam. Louis nadal leżał w łóżku.
- Dobra ja idę do siebie i ogarnę się trochę i spotkamy się na dole za jakieś pół godziny- powiedziałam i wyszłam z jego pokoju. Skierowałam się w stronę mojego. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Podeszłam do szafy i zaczęłam wybierać w co się ubiorę. W końcu wybrałam granatowe rurki i białą bokserkę. Do tego biały sweter.  Wzięłam jeszcze bieliznę i kosmetyczkę i ruszyłam w stronę łazienki. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i po moim ciele zaczęło spływać tysiące małych kropelek. Jak dobrze- pomyślałam i zaczęłam się myć.
*oczami Lou* 
Kiedy Jessica wyszła z mojego pokoju, podniosłem się z łóżka i podeszłem do komody. Wyjąłem szara spodnie dresowe i założyłem je na bokserki. Nawet w zimę sypiałem w samych bokserkach. Było mi tak wygodniej. Wyszłem z pokoju i podeszłem do drzwi łazienki. Usłyszałem szum wody. Dobra Jess myje się. To zajmie jej trochę czasu- pomyślałem i zeszłem na dół. Weszłem do kuchni i tak jak się spodziewałem nie zastałem tak nikogo. Zobaczyłem kartkę na stolę.
Tak jak ci wczoraj mówiłam, pojechałam do sklepów z dziewczynkami. Wrócę pewnie gdzieś tak około 20. Baw się dobrze z Jessicą. Mama. 
Przeczytałem kartkę i postanowiłem, że zrobię śniadanie dla nas. Wyjąłem wszystkie potrzebne rzeczy do robienie naleśników. Wstawiłem jeszcze wodę na kawę i zabrałem się za robienie posiłku.
*oczami Jess* 
Kiedy byłam już umyta, zakręciłam wodę i wyszłam z pod prysznica. Wzięłam ręcznik i wytarłam się. Następnie ubrałam się i rozwiązałam włosy. Rozczesałam je i zostawiłam je rozpuszczone. Zrobiłam jeszcze lekki makijaż i byłam gotowa. Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z łazienki. Zaniosłam rzeczy do swojego pokoju i zeszłam na dół. Po całym domu było czuć zapach naleśników. Louis zadziwiasz mnie- pomyślałam i weszłam do kuchni. Zobaczyłam, że Lou stoi przy kuchence i coś robi.
- Mmm jak smacznie pachnie- powiedziałam i podeszłam do stołu.
- Zrobiłem naleśniki- odpowiedział Tommo dumnie.
- Nie mogę się doczekać aż je zjem. Mam nadzieję, że będą smakowały tak samo pysznie jak pachną- powiedziałam i się uśmiechnęłam. Szatyn postawił na stole dwa talerze z naleśnikami, a po chwili jeszcze dwa kubki z czarną cieczą.
- Zrobiłem ci kawę. Taką jaką lubisz- powiedział i posłał mi uśmiech.
- Z mlekiem i dwiema łyżeczkami cukru?- zapytałam, a no pokiwał głowę- Jesteś kochany Lou- dodałam i podeszłam do niego. Przytuliłam się do niego. On objął mnie ramieniem w tali i przysunął jeszcze bliżej do siebie. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach. Mogłam go już nigdy nie puszczać.
- Dobra zjedzmy, bo jedzenie wystygnie- powiedział po kilku minutach Louis.
- Jasne- odpowiedziałam i się od niego odsunęłam. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. W między czasie Tommo opowiadał co dzisiaj mi pokaże. Po skończonym posiłku, włożyliśmy brudne naczynia do zlewu.
- Dobra ja idę się ubrać, a ty tutaj na mnie poczekaj- powiedział szatyn i ruszył na górę. Ja postanowiłam pooglądać telewizję. Weszłam do salonu i włączyłam telewizję. Leciał właśnie jakiś serial. Usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać.
*oczami Lou*
Weszłem do swojego pokoju i podeszłem do szafy. Zacząłem szukać czegoś odpowiedniego do ubrania. W końcu zdecydowałem się na czarne rurki i biały T-Shirt. Do tego czarna bluza z kapturem. Wziąłem jeszcze bokserki i ruszyłem do łazienki. Weszłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Rozebrałem się i weszłem pod prysznic. Odkręciłem wodę i zacząłem się myć. Kiedy byłem już odświeżony, zakręciłem wodę i wyszyłem z pod prysznica. Wziąłem ręcznik i wytarłem się. Później założyłem ubranie i byłem gotowy. Wyszłem z łazienki i skierowałem się na dół. Zobaczyłem, że Jessica ogląda jakiś serial. Podeszłem do kanapy i zakryłem jej oczy.
- Zgadnij kto to?- zapytałem się.
- No nie wiem. Jestem w tym domu tylko z jedną osobą. Święty Mikołaj?- zapytała się i zaśmiała.
- Nie zgadłaś- odpowiedziałem i odsłoniłem jej oczy- To co idziemy?
- Jasne- powiedziała i poszliśmy do holu. Tam założyliśmy kurtki i buty. Wziąłem kluczki od swojego samochodu i wyszliśmy z domu. Zamknąłem drzwi na klucz i otworzyłem samochód. Weszliśmy do środka i zapieliśmy pasy. Odpaliłem silnik.
- To co mała jedziemy?- zapytałem się Jess.
- No jasne- odpowiedziała i wyjechałem z podjazdu.

I oto mamy XXVII. Jest z opóźnieniem, ale jest. Nie miałam pomysłów i czasu. Jednak w końcu udało mi się go napisać. Uważam, że nie jest zły. Jednak mógł być lepszy, ale nie mam pomysłów co poprawić. Liczę na Wasze komentarze. To motywuje do dalszego pisania. Następny rozdział powinien pojawić się za jakiś tydzień, ale nie jestem pewna. Mam dużo nauki i nie mam w ogóle czasu. Jednak postaram się napisać następny rozdział szybciej, ale nic nie obiecuję.

4.10.2013

Rozdział XXVI

                                                   muzyka

*dwie godziny później, oczami Lou* 
Czas zrobić sobie krótką przerwę- pomyślałem i zjechałem na najbliższą stację. Zaparkowałem samochód i zgasiłem silnik. Odwróciłem głowę w stronę Jess. Jak ona słodko wygląda jak śpi- pomyślałem i uśmiechnąłem się sam do siebie. Tak bardzo chciałem widzieć ją codziennie rano jak tylko wstanę. Może kiedyś mi się uda to osiągnąć- pomyślałem i postanowiłem ją obudzić. Zaczęłam lekko poruszać jej ramieniem.
- Jessica wstawaj- powiedziałem cicho. Ona otworzyła oczy i popatrzyła na mnie.
- O co chodzi?- zapytała się zaspanym głosem.
- Zatrzymałem się na stacji. Pomyślałem, że cię obudzę- wyjaśniłem i uśmiechnąłem się do niej ciepło.
- Okej. Ja chyba pójdę do łazienki- odpowiedziała i odwzajemniła gest. Sięgnąłem do tyłu po nasz kurtki. Podałem Jess jej, a swoją położyłem na kolana. Rozpiąłem pas i założyłem kurtkę. Jessica w tym czasie założyła buty i teraz zawiązywała szalik.
- Poczekam na ciebie na zewnątrz- poinformowałem ją i wyjąłem kluczyki ze stacyjki. Otworzyłem drzwi i wysiadłem z samochodu. Oparłem się plecami o drzwi i wyjąłem telefon z kiszeni. Postanowiłem wejść na TT. Zalogowałem się i dodałem Tweeta.
Krótka przerwa w jeździe do domu. @Jessica_Evans jest razem ze mną. Spała aż do teraz. Kochany śpioch :)
*oczami Jess* 
Louis stał do mnie tyłem, opart o drzwi samochodu. Założyłam szybko do końca szalik i odpięłam pas. Założyłam płaszcz i poprawiłam czapkę. Popatrzyłam w lusterko, aby stwierdzić jak wyglądam. Nie jest źle- pomyślałam i wysiadłam z samochodu. Zamknęłam drzwi i obeszłam pojazd. Stanęłam obok Lou. On kiedy mnie zobaczył, schował telefon do kieszeni i zamknął auto.
- To co idziemy- powiedział i ruszyliśmy w stronę wejścia do stacji. Kiedy znaleźliśmy się już w środku, ja skierowaliśmy się w kierunku łazienek, a Lou przeszedł do części sklepowej. Akurat jedna kabina była wolna, więc nie musiałam czekać. Szybko załatwiłam swoje potrzeby i wyszłam z łazienki. Zaczęłam szukać wzrokiem Tommo. Stał przy kasie i płacił za wodę. Rozmawiał z dwoma dziewczynami. Pewnie fanki- pomyślałam i postanowiłam się wycofać niezauważona i poczekać na zewnątrz. Jednak mój plan się nie powiódł. Kiedy byłam już blisko drzwi, usłyszałam za sobą głos Tomlinsona.
- Jessica czekaj- powiedział, a ja się odwróciłam w jego stronę. On podszedł w moją stronę, ale był sam.
- Idziemy do samochodu?- zapytał się mnie.
- A co z taktyki dziewczynami z którymi rozmawiałeś?- odpowiedziałam pytaniem.
- One chciały tylko autograf i porozmawiać ze mną chwile. Akurat jak ty miałaś zamiar wyjść, one podziękowały i odeszły- wyjaśnił.
- Okej. To idziemy- powiedziałam i wyszliśmy ze stacji. Louis otworzył samochód i wsiedliśmy do środka. Zajęliśmy kurtki, a ja jeszcze zdjęłam buty. Lou odpalił silnik i wyjechaliśmy z parkingu. Tommo ponownie wjechał na autostradę. Postanowiłam włączyć radio. Nacisnęłam guzik i usłyszałam pierwsze dzwięki One Thing.
                                                  muzyka

Zaśmiałam się i zaczęłam śpiewać. Po chwili dołączył do mnie Tomlinson. Popatrzyłam na niego i posłałam mu uśmiech. On odwzajemnił go i pogłośnił radio. Zapowiada się fajna cześć drogi- pomyślałam z uśmiechem.
*dwie godziny później* 
- Jesteśmy na miejscu- powiedział Louis i wyłączył silnik.
- Szybko minęła ta droga- powiedziałam i popatrzyłam na niego.
- No wiesz jak się przebywa z moją zajebistą osobą, to czas szybko leci- powiedział i wypiął pierś do przodu.
- Idiota- powiedziałam i wzięłam z tyłu swój płaszcz.
- Ale jaki przystojny- wtrącił swoją uwagę i również sięgnął po swoją kurtkę.
- A jaki skromny- dodałam i zaczęliśmy się śmiać. Założyliśmy nakrycia, a ja jeszcze założyłam swoje buty. Poprawiłam czapkę i chwyciłam torbę. Tommo wyciągnął ze stacyjki kluczyki i wysiedliśmy z samochodu. Podeszliśmy do bagażnika. Lou go otworzył i wyjął najpierw moją, a potem swoją walizkę. Wyciągnęłam rączkę i chwyciłam ją. Szatyn zrobił to samo i ruszyliśmy w stronę dużego kremowego domu. W między czasie rozglądałam się na wszystkie strony. Jak tutaj pięknie- pomyślałam. Stanęliśmy przed drzwiami i Louis zadzwonił dzwonkiem. Po chwili drzwi się otworzyły i ujrzałam mamę szatyna.
- Lou kochanie jak dobrze cię widzieć- powiedziała i go przytuliła. Uśmiechnęłam się na ten widok. Kiedy się od niego odsunęła, zwróciła swój wzrok na mnie- Ty pewnie musisz być Jessica. Louis mówił mi o tobie dużo przez telefon. Miło mi cię poznać- powiedziała i również mnie przytuliła. Kiedy się ode mnie odsunęła, uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Dzień dobry proszę pani. Mi też miło panią poznać- odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
- Proszę dziecinko, mów mi Jay. Wchodźcie do środka, na pewno jesteście zmęczeni- powiedziała i weszliśmy do środka. Mam Lou zamknęła za nami drzwi, a my w tym czasie zdjęliśmy kurtki i buty.
- Zapraszam do salonu. Na razie walizki zostawcie tutaj. Później Louis zaniesie je do waszych pokoi- powiedziała i ruszyliśmy do salonu. Ja rozglądałam się na wszystkie strony. Te dom był jeszcze piękniejszy w środku, niż na zewnątrz. Kiedy weszliśmy do salonu, zobaczyłam jak dwie małe dziewczynki biegną w stronę Tommo i się na niego rzucają. On je podniósł i przytulił. Zaczął się z nimi kręcić w kółko. Kiedy je postawił na ziemi, one podeszły do mnie i zapytały się.
- Jesteś dziewczyną naszego braciszka?- zapytały się i zrobiły zdziwione minki. Ja kucnęłam obok nich.
- Nie. Jestem bliską przyjaciółką Lou- odpowiedziałam.
- To szkoda. Ale jesteś fajna- powiedziały i mnie przytuliły. Ja je również przytuliła. Miałam ochotę się teraz rozpłakać. Te dziewczynki były takie słodkie. Przypomniały mi się moje święta, które spędzałam z całą rodziną jeszcze przed wypadkiem. Odsunęłam się od dziewczynek i wstałam. Przywitałam się jeszcze z Felicity i Lottie.
- Na pewno jesteście głodni. Zaraz będzie kolacja- oznajmiła Jay i weszła do kuchni. Ja poszłam na nią.
- Pomogę- powiedziałam kiedy przekroczyłam próg.
- Nie trzeba Jess, ale to miło z twojej strony- odpowiedziała i się uśmiechnęła.
- To co mam robić?- zapytałam się.
- Pokrój tamte warzywa- powiedziała, a ja zabrałam się do roboty. W między czasie rozmawiałyśmy. Nasza rozmowa zeszła na temat Lou.
- On był słodkim dzieckiem- oznajmiła jego mama- Jak chcesz to mogę pokazać ci jutro kilka zdjęć.
- Z miłą chęcią je obejrzę- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam. Zrobiłyśmy do końca kolację i zaniosłyśmy ją do jadalni. Usiedliśmy wszyscy przy stole i zaczęliśmy jeść. Po skończonym posiłku, Louis wziął nasze walizki i poszliśmy na górę. Lou otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Zobaczyłam duży kremowy pokój. Na środku stało metalowe łóżko. Była komoda, szafka nocna, szafa i małe biurko.
- Oto twój pokój- powiedział Tommo i postawił moją walizkę- Choć pokaże ci, gdzie ja mam pokój i gdzie jest łazienka.
- Dobrze- odpowiedziałam i wyszliśmy z pomieszczenia. Okazało się, że pokój szatyna jest obok mojego. Jego pokój był podobnej wielkości co mój. Nie daleko znajdowała się łazienka. Pożegnałam się z Lou i wróciłam do siebie. Położyłam walizkę na łóżko i zaczęłam się rozpakowywać. Po około godzinie wszystko było porozkładane na półkach. Wzięłam kosmetyczkę i piżamę i poszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i rozebrałam się. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Zaczęłam się myć. Po około 30 minutach, zakręciła wodę i wyszłam z pod prysznica. Wzięłam ręcznik i wytarłam się. Założyłam piżamę i rozwiązałam włosy i rozczesałam je. Następnie związałam je w luźnego koka. Zmyłam makijaż i umyłam zęby. Otworzyłam drzwi i wróciłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i wyjęłam telefon z torebki. Napisałam do dziewczyn, że jestem już u Lou. Zawsze tak robiłyśmy, kiedy któraś z nas gdzieś jechała. Taki odruch. Położyłam telefon na szafkę nocną. Zgasiłam światło i położyłam się do łóżka. Ułożyłam się wygodnie i zaczęłam rozmyślać o niczym. Po jakimś czasie zmorzył mnie sen.

I oto jest XXVI. Na początku myślałam, że nie dodam tego rozdziału. Miałam straszną blokadę. Jak napisałam jedno zdanie, to je później kasowałam, bo nie pasowało mi. Jednak usiadłam wieczorem, włączyłam muzykę i się udało. Nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Może być to za tydzień, albo za dwa. Mam teraz strasznie dużo na głowie i nie mam kiedy pisać. Jednak jak tylko znajdę tylko wolną chwilę, to na pewno postaram się coś napisać.

24.09.2013

Rozdział XXV

                                                    muzyka

*dwa dni później, oczami Jess*
Trzeba wstawać- pomyślałam i przetarłam oczy. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Wzięłam telefon z szafki i popatrzyłam na godzinę. Dobra jest 9:45, a Louis przyjeżdża po mnie o 14. Mam dużo czasu, ale muszę się zacząć zbierać- pomyślałam i odłożyłam oczy. Dzisiaj miałam razem z Lou jechać do Doncaster. Do świąt został jeszcze tydzień, ale Tommo chciał pojechać wcześniej. Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę łazienki. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Rozebrałam się i związałam włosy w luźnego koka. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Po moim ciele momentalnie zaczęło spływać tysiące kropel. Jak przyjemnie- pomyślałam i zaczęłam się myć. Po umyciu się, zakręciłam wodę i wyszłam z pod prysznica. Wzięłam ręcznik i wytarłam się. Owinęłam go sobie w okół i otworzyłam drzwi. Wyszłam z łazienki i ruszyłam do garderoby. Kiedy się tam znalazłam zaczęłam szukać czegoś odpowiedniego do takiego pochodzenia po domu. W końcu wybrałam szare dresy i luźną białą koszulkę. Wzięłam jeszcze bieliznę i ruszyłam z powrotem do łazienki. Zdjęłam ręczniki i ubrałam się w wybrane rzeczy. Włosy rozwiązałam i rozczesałam. Następnie ponownie związałam je w luźnego koka. Wyszłam z pomieszczenia i podeszłam do komody. Wyjęłam z niej puchowe skarpetki w renifery. Uśmiechnęłam się sama do siebie i założyłam je na nogi. Były to moje ulubione skarpetki. Dostałam je od Michała na święta przed wyjazdem do Londynu. Zamknęłam komodę i wyszłam z pokoju. Skierowałam się na dół po schodach. Kiedy znalazłam się na dole, weszłam do kuchni. Były już tam dziewczyny. Carrie jadła śniadanie, a Ashley piła kawę.
- Dzień dobry- przywitałam się i podeszłam do blatu.
- Cześć- odpowiedziały równocześnie. Ja nalałam sobie do kupka kawy i zrobiłam sobie kanapki. Wzięłam talerz i usiadłam przy stole. Zaczęłam jeść.
- To kiedy jedziecie do chłopaków?- zapytałam się ich po między kęsami.
- Dzisiaj mamy samolot o 19- odpowiedziała Car.
- Ja też dzisiaj około 18- dodała As.
- Ja tak samo dzisiaj, ale około 16- powiedziałam i się uśmiechnęłam do nich. Porozmawiałyśmy jeszcze trochę w kwestii prezentów. Miałyśmy zrobić tak, że damy sobie prezenty dzisiaj, ale otworzymy je dopiero w święta. Dałyśmy już prezenty reszcie. Kiedy zjadłyśmy i posprzątałyśmy po sobie, postanowiłyśmy zacząć się pakować. Poszłyśmy na górę i każda poszła do swojego pokoju. Weszłam do siebie i skierowałam się do garderoby. Wzięłam walizkę i położyłam ją na łóżku. Podeszłam do komody i włączyłam wieżę. Włożyłam płytę i nacisnęłam Play. Usłyszałam pierwsze dźwięki Live While We're Young. Uśmiechnęłam się sama do siebie i pogłośniłam na fulla.
                                                  muzyka

- Dobra zaczynamy pakowanie- powiedziałam sama do siebie i weszłam do garderoby. Zaczęłam wybierać rzeczy, które wezmę ze sobą. Wybrałam kilka par kolorowych rurek, dwie pary leginsów, dresy, kilkanaście koszulek i moją ulubioną sukienkę. Wzięłam te rzeczy i zaniosłam je do pokoju. Położyłam je na łóżku i ponownie wróciłam do garderoby. Wzięłam jeszcze kilka swetrów i jakąś bluzę i położyłam je również na łóżko. Podeszłam do komody i wyjęłam bieliznę. Wróciłam jeszcze na moment do garderoby i wzięłam prezenty. Dobra spakuję to i zobaczę ile mi miejsca zostanie- pomyślałam i podeszłam do łóżka. Położyłam bieliznę i zaczęłam się pakować. Pod śpiewałam sobie w tym czasie pod nosem tekst piosenki, która teraz leciała. Po jakimś czasie udało mi się spakować wszystkie rzeczy. Mam jeszcze trochę miejsca. Sądzę, że się zmieszczę- pomyślałam  i podeszłam do komody. Zaczęłam wybierać jaką biżuterię wezmę ze sobą. Kiedy już udało mi się to zrobić, włożyłam ją do małej torebeczki i schowałam do walizki. Teraz buty- pomyślałam i zaczęłam wybierać buty. Wybrałam dwie pary trampek do pochodzenia po domu i zaczęłam szukać swoich czarnych wiązanych botków. Cholera gdzie one są- pomyślałam, kiedy przeszukałam cały pokoju. Dziewczyny- pomyślałam.
- Collins, Carter gdzie są moje czarne botki- wydarłam się.
- Nie wiem. Po cholerę by mi było twoje botki, jak mam większą stopę od ciebie- usłyszałam krzyk As.
- Ja je chyba znalazłam- odkrzyknęła Car. Co za ludzie- pomyślałam i wyłączyłam wieżę. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do pokoju Carrie.
- O matko, ale tu syf- powiedziałam kiedy przekroczyłam próg jej pokoju.
- Nie wiem kompletnie co wziąć, a chcę wypaść dobrze przed rodziną Horana- odpowiedziała zrezygnowana i usiadła na łóżku.
- No już nie martw się kochana. My ci pomożemy- powiedziałam i zawołałam Ashley.
- No to co zaczynamy wybieranie odpowiednich rzeczy- powiedziała As i zabrałyśmy się do roboty. Razem robiłyśmy to o wiele szybciej. Po około dwóch godzinach Carter była już spakowana i miała wybrane rzeczy w jakich poleci dzisiaj.
- Jesteście kochane. Nie wiem co bym bez was zrobiła- powiedziała i nas przytuliła. Usłyszałyśmy w pewnym momencie dzwonek do drzwi.
- To Louis. Cholera- krzyknęłam i wzięłam moje botki, które leżały na podłodze. Wybiegłam z pokoju Car i zbiegłam na dół. Podbiegłam do drzwi i otworzyłam je.
- Cześć- powiedziałam do Lou.
- Hej. To co gotowa?- zapytał się mnie.
- Tak nie do końca, ale daj mi pół godziny i będę- odpowiedziałam i zaprosiłam go do środka. Tommo zdjął kurtkę i buty.
- Chodź do mnie do pokoju- powiedziałam i ruszyliśmy na górę. Przy schodach stały dziewczyny. Przywitały się z Lou i poszły do siebie. Weszliśmy do mojego pokoju.
- Siadaj gdzie chcesz- powiedziałam i podeszłam do łóżka. Włożyłam botki do walizki i ruszyłam do garderoby. Louis stanął przy wejściu i oparł się o framugę.
- Muszę się tylko ogarnąć i będziemy mogli jechać- powiedziałam i zaczęłam szukać czegoś odpowiedniego do ubrania. W końcu zdecydowałam się na czarno-białe legginsy w renifery i do tego biały sweter z napisem "I'm Cute". Wzięłam te rzeczy i ruszyłam do łazienki. W między czasie Lou usiadł na łóżku. Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i zaczęłam się myć. Kiedy już cała była umyta, zakręciłam wodę i wyszłam z pod prysznica. Wzięłam ręcznik i wytarłam się. Następnie ubrałam się w wybrane wcześniej rzeczy. Rozwiązałam włosy i splotłam je w kłosa. Zrobiłam lekki makijaż. Wzięłam skarpetki i kosmetyczkę. Następnie wyszłam z łazienki. Podeszłam do łóżka i spakowałam rzeczy. Tommo przyglądał mi się ciągle. Zaczęłam zapinać walizkę. Prawie udało mi się ją zapiąć, ale pod koniec napotkałam trudność. Louis popatrzył na mnie z uśmiechem i wstał z łóżka.
- Usiądź na walizce, a ja będę zapinał- powiedziała, a ja wykonałam jego polecenie. Po chwili męczenia się Lou zapiął na reszcie moją walizkę. Zdjął ją z łóżka i postawił.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet. One zawsze pakują tyle rzeczy- powiedział i chwycił rączkę- Ja sprowadzę walizkę na dół, a ty weź jeszcze jakieś rzeczy, które chcesz.
- Okej- odpowiedziałam i on wyszedł. Wyjęłam brązową torbę i spakowałam tam laptopa, pieniądze i inne potrzebne rzeczy. Chyba mam wszystko- pomyślałam i wzięłam torbę. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Louis czekał na mnie w salonie, tak samo Car i As.
- Bawcie się obie dobrze i nie zaszalejcie zbytnio. Nie chcę być jak na razie ciocią- powiedziałam i je przytuliłam.
- Bardzo śmieszne. Ty też się baw dobrze- odpowiedziały. Pożegnały się jeszcze z Lou i ruszyliśmy do holu. Tam założyliśmy kurtki i buty. Ja założyłam jeszcze czapkę i szalik. Otworzyłam drzwi i wyszliśmy z domu. Podeszliśmy do samochodu Tommo. On go otworzył i schował do bagażnika moją walizkę. Ja w tym czasie wsiadłam do samochodu i zdjęłam płaszcz. Zapięłam się i usiadłam wygodnie. Postanowiłam zdjąć buty. Rozwiązałam je i zdjęłam. Po chwili drzwi od strony kierowcy otworzyły się i do środka wsiadł Louis. On też zdjął kurtkę i odpalił samochód.
- To co jedziemy- powiedział i wyjechaliśmy z podjazdu. Lou zaczął jechać w odpowiednim kierunku, a ja poczułam się strasznie śpiąca. Nawet nie wiem kiedy moje oczy się zamknęły i odpłynęłam do krainy Morfeusza.


I jest XXV. Myślałam na początku, że nie uda mi się go napisać na czas, ale miałam jednak dobrą wenę i oto jest nowy rozdział. Miałam pomysł, żeby go połączyć z XXVI, ale postanowiłam jednak nie. Sądzę, że wyszedł całkiem nieźle. Następny rozdział powinien się pojawić za tydzień jeśli nie będę miała dużo nauki.

17.09.2013

Rozdział XXIV

                                                   muzyka

*oczami Lou* 
- Niespodzianka!- krzyknęli wszyscy i wyszli ze swoich kryjówek. Podeszli do mnie i mnie przytulili. Kiedy już się ode mnie odsunęli, ja nadal stałem w nie wiedziałem co powiedzieć. Nie spodziewałem się tego. Naprawdę. To była jedna wielka niespodzianka. Mam najlepszych przyjaciół na świecie- pomyślałem. Kiedy przeszedł pierwszy szok, dopiero wtedy mogłem się odezwać.
- Ludzie jesteście niesamowici. Dziękuję wam za to. Nie wiem jak wam dziękować. Jesteście kochani. Mam najlepszych przyjaciół na świecie- wykrztusiłem i się uśmiechnąłem.
- Nie masz za co dziękować. Nasz kochany Louisek kończy niedługo kończy dwadzieścia dwa lata i trzeba to uczcić. Nie często zdarza się tak okazja- wytłumaczył Zayn.
- To prawda- przytaknęła reszta.
- Bym zapomniała. Carrie chodź ze mną- powiedziała Jessica i razem z Car poszły do kuchni. Ja się spojrzałem pytająco na resztę, a oni tylko się uśmiechnęliśmy. Zaczęliśmy rozmawiać.
*oczami Jess*
Kiedy tak staliśmy w salonie i rozmawialiśmy, przypomniałam sobie nagle o torcie.
- Bym zapomniała. Carrie chodź ze mną- powiedziałam i ruszyłyśmy obie do kuchni. Kiedy się tam już znalazłyśmy, podeszłam do lodówki i wyjęłam tort. W tym samym czasie Car wyjęła świeczki. Postawiłam tort na blacie i zaczęłyśmy układać świeczki. Kiedy już to wszystkie były ułożone, zaczęłyśmy je zapalać.
- Cholera- powiedziałam, kiedy kolejna świeczka zgasła.
- Nie denerwuj się- odpowiedziała Carrie i dokończyła zapalanie świeczek. Ja następnie wzięłam tort i obie ruszyłyśmy do salonu. Reszta stała w tym samym miejscu i rozmawiała. Kiedy przekroczyłyśmy próg, oni zamilkli.
- Co to za urodziny bez tortu- powiedziałam i obie podeszłyśmy do nich- Pomyśl życzenie Lou i zdmuchnij świeczki- dodałam i posłałam mu uśmiech. On to odwzajemnił.
*oczami Lou* 
Kiedy zobaczyłem jak wygląda tort z daleka, uśmiechnąłem się. Był on w kształcie ogromnej marchewki.
- Co to za urodziny bez tortu- powiedziała Jessica i obie podeszły do nas- Pomyśl życzenie Lou i zdmuchnij świeczki- dodała i posłała mi uśmiech. Ja odwzajemniłem gest. Myślałem chwilę i już miałem idealne życzenie. Wypowiedziałem je w myślach i zdmuchnąłem świeczki. Wszyscy zaczęli śpiewać Happy Birthday. Ja stałem i się szczerzyłem jak głupi do sera. Nie wiem dlaczego nawet. Po prostu chyba byłem szczęśliwy. Kiedy już skończyli śpiewać, Jessica odstawiła tort na stolik i wszyscy po kolei zaczęli mi składać życzenia. Na końcu podeszła Jess.
- Hmm co by tobie życzyć. Na pewno nie spełnienia marzeń, bo już się spełniły. Życzę ci w takim razie wspaniałej dziewczyny, która będzie cię kochać, gromadki dzieci i żebyś dożył późnej starości- powiedziała i mnie przytuliła. Ja ją objąłem w pasie i staliśmy tak chwilę. Jednak nic nie trwa wiecznie. Ona w końcu się ode mnie odsunęła, a jej policzki były lekko różowe.
- To co jemy tort- powiedziała i poszła szybko do kuchni. Ja się uśmiechnąłem sam do siebie. Po chwili wróciła z talerzami, nożem i łyżeczkami. Pokroiła tort na kawałki i dała każdemu. Rozsiedliśmy się wygodnie i zaczęliśmy jeść. Rozmawialiśmy w tym czasie.
- I jak tort?- zapytała się Carrie.
- Przepyszny- odpowiedziałem.
- Wiesz kto go zrobił?- zapytała się ponownie Car. Ja pokręciłem głową przecząco- Jessica go zrobiła- dodała, a ja spojrzałem na Jess. Ona pokiwała głową na tak i lekko się zarumieniła. Posłałem jej najlepszy uśmiech, na jaki mnie było stać. Ona też lekko się uśmiechnęła. Powróciliśmy do rozmowy.
*oczami Jess*
Kiedy już wszystko zjedliśmy, wzięłam talerze razem z Car i skierowałyśmy się do kuchni. Odstawiłyśmy je do zlewu.
- Co ci przyszło do głowy z tym tortem? Jeszcze brakuje tego, żeby on się domyślił- powiedziałam lekko wkurwiona.
- Nie martw się Jess. Przecież nic się nie stało, a widać, że Lou podobał się bardzo tort. Dobra bierzmy to po co przyszłyśmy i wracajmy do reszty- odpowiedziała Carrie, a ja przytknęłam. Wzięłyśmy szampana i kieliszki. Wróciłyśmy do reszty i ponalewałyśmy do kieliszków szampana.
- To za co pijemy?- spytał się Louis.
- Za urodzinki naszego Lou i żeby żeby żył długo i szczęśliwie- odpowiedział Liam i podnieśliśmy do góry kieliszki. Wnieśliśmy toast i wypiliśmy zawartość kieliszków.
- Teraz prezenty- powiedział Niall i wyjął za kanapy paczki i podał je Tommo. On się uśmiechnął.
- Dziękuję- powiedział i zaczął je rozpakowywać.
                                                  muzyka

*oczami Lou*
Kiedy Niall podał mi paczki, uśmiechnąłem się. Nie tylko urządzili mi imprezę, to jeszcze dają mi
prezenty. Oni są niesamowici- pomyślałem.
- Dziękuję- powiedziałem i zacząłem rozpakowywać pierwszą paczkę. Było to nie dość duże niebieskie pudełko. Otworzyłem wieczko i zobaczyłem w środku jakąś kopertę. Wyjąłem ją z pudełka i otworzyłem ją. Wyjąłem z niej dwa bilety do najlepszej restauracji w Londynie. Był jeszcze mała karteczka.
Na specjalną okazję, żebyś mógł do niej pójść z pewną osobą. Rezerwacja jest ważna przez rok. Myślę, że w tym czasie uda ci się być z nią. Liam. 
Uśmiechnąłem się sam do siebie, kiedy to przeczytałem. Jak zawsze pomocny Payne- pomyślałem i popatrzyłem na niego.
- Dzięki Liaś- powiedziałem i posłałem mu uśmiech. On go odwzajemnił. Zabrałem się za rozpakowywanie dalszych prezentów. Dostałem jeszcze nowy zestaw kosmetyków od Car, As, Lily i Perrie, ogromną czekoladę on Horana, nową bluzkę od Hazzy i nowy zegarek od Malika. Nie było tylko prezentu od Jess. Popatrzyłem na nią pytająco.
- Ode mnie prezent dostaniesz w swoje urodziny, bo przecież jadę z tobą do Doncaster- wyjaśniła.
- Okej- powiedziałem i lekko się uśmiechnąłem. Jest dobrze- pomyślałem. Po chwili milczenia, odezwała się Carrie.
- Co co teraz robimy?- zapytała się.
- Nie wiem. Macie może karaoke- spytałem się jej.
- Tak, a co?- odpowiedziała. Popatrzyłem na chłopaków znacząco.
- Pośpiewamy sobie- krzyknęliśmy jednocześnie.
- Okej- zgodziły się wszystkie, oprócz Jess.
- No nie wiem- zaczęła Ruda.
- Jessica to co pośpiewamy sobie?- zapytałem się jej z miną słodkiego szczeniaczka.
- Niech będzie- odpowiedziała, a ja ją objąłem ramieniem. Często tak siedzieliśmy. Ona nigdy nie protestowała, a ja się z tego bardzo cieszyłem. Ashley wstała z kolan Payne i podeszła do telewizora. Włączyła go i włożyła do odtwarzacza odpowiednią płytę. Po chwili na plazmie pojawiły się różne piosenki do śpiewania. Harry i Zayn w tym samym czasie przestawili stół pod kominek, żeby było więcej miejsca. As wzięła pilota i z powrotem usiadła na swoim miejscu, czyli na kolanach Liam'a.
- To kto pierwszy?- zapytał się Niall.
- Mogę ja- powiedziała Jessica i zaczęła się podnosić. Ja wziąłem rękę, żeby jej to ułatwić.
- Co chcesz zaśpiewać?- zapytała się Ashley.
- Niech będzie Hearth Attack- Demi Lovato- powiedziała i wzięła mikrofon z półki. Ashley włączyła odpowiednią piosenkę.
                                               muzyka

*oczami Jess*
Kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki muzyki, uśmiechnęłam się sama do siebie i poprawiłam włosy.
Putting my defenses up 
Couse I don't wanna fall in love 
If I ever did that, I think I'd have heart attack 
Kiedy zaczęłam śpiewać, poczułam, że mogę zrobić wszystko. Miałam tak od jakiegoś czasu. Wcześniej zdarzało mi się to tylko pod czas tańca.
Never put my love out on the line 
Never said "yes" to the right guy 
Never had trouble getting what i want 
But when it comers to juo I'm never goog enough 
Zaczęłam się powoli ruszać w rytm muzyki. Śpiewałam na razie dość cicho. Byłam troszeczkę onieśmielona.
When I don't care 
I can play'em like a Ken doll 
Won't wash my hair 
Then make'em bounce like a baketball
Poprawiłam włosy, które wpadały mi do oczu. Zaczynałam się czuć coraz bardziej pewnie. Postanowiłam dać się ponieść muzyce.
But you make me wanna act like a girl 
Paint my nails and wear high heels 
Yes you make me so nervous that I just can't hold your hand 
Teraz nie tylko ruszałam się w rytm muzyki, starałam się pokazywać jak się czuję w tej chwili.
You make me glow 
But I cover up, won't let it show 
So I'm putting my defenses up 
Cause I don't wanna fall in love 
If I ever did that, I think I'd have a heart attack 
I think I'd have a heart attack 
I think I'd have a heart attack 
Co chwila poprawiałam włosy, które wpadały mi do oczu podczas moich gwałtownych ruchów.
Never break a sweat for the other guys 
When you come around I get paralyzed 
And every time I try to be myself 
It comes out wrong like a cry for help 
Czułam się niesamowicie. Mogłam śpiewać do końca życia.
It's just not fair 
Pain's more trouble than live is worth 
I gasp for air 
It feels so good, but you know it hurts 
Teraz kompletnie wczułam się w piosenkę.
But you make me wanna act like a girl 
Paint my nails and wear perfume 
For you, make me so nervous that I just can;t hold your hand 
Czułam się tak, jakby nic innego nie istniało po za mną. Tak jakby nic innego nie było.
You make me glow
But I cver up, won't let it show 
So I'm putting my defenses up 
Cause I don't wanna fall in love 
If ever did that, I think I'd have a heart attack 
I think I'd have a heart attack 
I think I'd have a heart attack  
Powoli zbliżał się koniec piosenki. Czas pokazać co umiem- pomyślałam i uśmiechnęłam się.
The feelings got lost in my lungs 
They're burning, I'd rather be numb 
And there's no one else to blame 
So scared I'll take off and run 
I'm flying too close to the sun 
Amd I burst into flames 
Wyciągnęłam wysoko dźwięki i poprawiłam włosy.
You make me glow 
But I cover up, won't let it show 
So I'm putting my defenses up 
Cause I don't wanna fall in love 
If I ever did that, I think I'd have a heart attack 
I think I'd have a heart attack 
I think I'd have a heart attack 
I think I'd have a heart attack 
I think I'd have a heart attack 
Zaśpiewałam ostatnie takt piosenki i odwróciłam się do reszty. Louis wstał jak pierwszy i zaczął bić brawa. Następnie dołączyła do niego reszta. Ja stałam i się uśmiechałam. Oni podeszli do mnie i wszyscy mnie przytulili. Po chwili odsunęli się ode mnie i usiedliśmy.
- To kto teraz?- zapytałam się.
                                               muzyka

*kilka godzin później*
- My chyba będziemy się zbierać- powiedział Liam.
- No jest już dość późno, a musimy jeszcze odstawić Lily i Pezz- dodał Zayn.
- Nigdzie nie idziecie. Piliście, a po za tym jest czwarta nad ranem. Prześpicie się u nas, a później wrócicie do domu- odpowiedziała Carrie.
- Właśnie. Pomieścimy się spokojnie- powiedziała As.
- Niech będzie. Tylko jak się rozłożymy?- zapytał się Louis.
- Tak. Pezz i Malik zajmą pokój gościnny na dole, a Lily i Hazza ten na górze. Liam pójdzie do Ashley, a Niall do mnie- wyjaśniła Carrie.
- A ja gdzie?- zapytał się Lou.
- Jak kto gdzie. Idziesz do Jess- powiedziała Car, a ja jej posłałam zabójcze spojrzenie. Ona tylko się wyszczerzyła. Oj Carter zrobię ci coś- pomyślałam.
- Ale my nie mamy z Pezz ubrań do spania- powiedziała Lily.
- Pożyczymy wam coś- odpowiedziałam i się do nich uśmiechnęłam.- Okej idziemy spać. Lily, Perrie chodzie za mną, to dam wam coś do spania- dodałam i wstałam z kanapy. One również wstały i ruszyłyśmy na górę po schodach. Weszłyśmy do mojego pokoju i skierowałyśmy się do garderoby. Zaczęłam szukać czegoś odpowiedniego dla nich.
- Okej to może być- powiedziałam i podałam im dwie pary spodni dresowych i dwie białe koszulki. One podziękowały i wyszły z pokoju. Ja ponownie weszłam do garderoby i zaczęłam szukać swojej piżamy.
- Cholera spodnie są za wysoko- powiedziałam i stanęłam na palcach, próbując dosięgnąć. Jednak nic to nie dało. Poczułam nagle jak ktoś łapie mnie w talii i podnosi do góry. Louis- pomyślałam i się uśmiechnęłam. Chwyciłam spodnie i Lou postawił mnie na ziemi. Odwróciłam się do niego przodem i popatrzyłam mu w oczy.
- Dziękuję- powiedziałam. Nie wiem ile tak staliśmy, ale w końcu się ogarnęłam i wyszłam z garderoby. On wyszedł za mną.
- Ja idę do łazienki. Jak wrócę ty możesz iść- powiedziałam i weszłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i zaczęłam się myć. Następnie wyszłam z pod prysznica i wzięłam ręcznik. Wytarłam się nim i założyłam piżamę. Składała się ona z niebieski spodni w chmurki i za dużej koszulki Michała. Rozczesałam włosy i zmyłam makijaż. Potem wyszłam z łazienki. Louis siedział na łóżku.
- Już wolne- powiedziałam i podeszłam do komody.
- Fajna piżama- powiedział i wszedł do łazienki. Ja się uśmiechnęłam i związałam włosy w luźnego koka. Następnie położyłam się do łóżka i przykryłam kołdrą. Po około 20 minutach z łazienki wyszedł Louis. Był w samych bokserkach. Starałam się nie patrzeć na jego umięśnione ciało, bo wtedy uznał by, że mi się podoba, a nie chcę, żeby się dowiedział jak na razie.
- Mógłbyś zgasić światło jak będziesz szedł?- zapytałam się go.
- Jasne- powiedział i posłał mi uśmiech. Zgasił światło i podszedł do łóżka. Położył się koło mnie i przykrył się kołdrą. Przytulił się do mnie od tyłu. Ja nie protestowałam. Było mi bardzo wygodnie.
- Dobranoc- powiedział.
- Branoc- odpowiedziałam i zamknęłam oczy. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.


Mamy i rozdział XXIV. Nie wyszedł tak jak bym chciała, ale nie jest aż tak tragicznie. Teraz rozdziały mogą się pojawiać troszeczkę rzadziej, bo mam dużo nauki. Pierwsza klasa gimnazjum, wiecie. Trzeba zrobić dobre wrażenie. Postaram się jednak dodawać rozdziały planowo. Proszę Was o komentarze. To mnie bardzo motywuje i wiem, że ktoś czyta to co ja piszę. Następny rozdział powinien się pojawić za tydzień.