muzyka
*następnego dnia rano, oczami Jess*
Czas wstawać- pomyślałam. Przetarłam oczy i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Popatrzyłam na zegarek. Była 12. Wstałam z łóżka i powoli poszłam do łazienki. Wzięłam orzeźwiający prysznic. Następnie poszłam do garderoby. Zaczęłam szukać czegoś do ubrania. W końcu zdecydowałam się na bordowe rurki i szary sweter. Do tego szare conversy i bordowa torba na ramię. Ponownie poszłam do łazienki. Ubrałam się. Włosy rozczesałam i uczesałam w wysokiego kucyka. Pomalowałam się lekko. Wróciłam do garderoby. Spakowałam rzeczy do przebrania. Zeszłam na dół do kuchni. Dziewczyny jeszcze spały. Zaczęłam robić sobie śniadanie. Po zjedzeniu, wyciągnęłam jakąś kartkę i zostawiłam wiadomość dziewczyną. Wrócę do domu około 17. Nie martwcie się o mnie. Jessica. Przypięłam ją do lodówki. Wyszłam następnie z domu. Skierowałam się w stronę centrum. Weszłam do jakiegoś sklepu z zabawkami i zaczęłam chodzić po między półkami. Wybrałam kilka lalek, jakieś klocki, misie, kolorowanki i samochodziki. Zapłaciłam za to wszystko i obładowana reklamówkami skierowałam się w stronę domu dziecka. Po 20 minutach byłam już pod drzwiami domu dziecka. Zapukałam i czekałam aż ktoś mi otworzy. Po chwili drzwi się otworzyły i ujrzałam dyrektorkę sierocińca.
- Dzień dobry proszę pani- przywitałam się z nią.
- Dzień dobry Jessica. Jak miło znów cię widzieć. Widzę, że coś kupiłaś- pokazała na moje torby i zaprosiła mnie do środka.
- Tak. Postanowiłam dzieciom kupić nowe zabawki- powiedziałam i weszłam do środka. Ruszyłyśmy w stronę głównego pokoju.
- Dziękuję, że nam pomagasz. To wiele dla nas znaczy- powiedziała dyrektorka.
- Chcę pomóc tym dzieciom- powiedziałam i weszłyśmy do pokoju.
- Dzieci ktoś przyszedł was odwiedzić- powiedziała dyrektorka, a ja uśmiechnęłam się do nich.
- Jessica- krzyknęły i się na mnie rzuciły. Zaczęły mnie przytulać. Ja odwzajemniałam ich uściski. Uwielbiałam te dzieci.
- Przyniosłam wam coś- powiedziałam, kiedy puściły mnie.
- Co?- zaczęły zadawać pytania. Zaśmiałam się i usiadłam na środku sali.
- Mam coś dla każdego- powiedziałam i zaczęłam rozdawać dzieciom prezenty. Oczy im się świeciły, kiedy dostawały zabawkę. Uwielbiałam sprawiać im radość. Kiedy każde dziecko dostało już swój prezent, podniosłam się i podeszłam do dyrektorki.
- Jak się czuję Kate?- zapytałam się.
- Troszkę lepiej, ale nadal musi pozostać w łóżku- powiedziała i posmutniała.
- Mogłabym ją zobaczyć- powiedziałam i pokazałam na lalkę, którą trzymałam w ręku- Kupiłam ją specjalnie dla niej.
- Tak. Na pewno się ucieszy- powiedziała i zaprowadziła mnie do małego pokoju na końcu korytarza. Weszłam do środka. Zobaczyłam małą kruchą dziewczynkę o blond włoskach i niebieskich oczkach. Była strasznie wychudzona. Kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się promiennie.
- Jessica- powiedziałam cichutko.
- Tak kochanie. Mam coś dla ciebie Kate- powiedziałam i podeszłam do niej. Wręczyłam jej lalkę.
- Jeju dziękuję- powiedziała i lekko mnie przytuliła.
- Nie ma sprawy Kate. Jak się czujesz?- zapytałam, chodź doskonale wiedziałam, że źle. Mała Kate miała raka nerki. Leczyła się, ale dom dziecka nie miał wystarczająco pieniędzy, żeby zapłacić za chemioterapię. Ja sama się dokładałam do leczenia, ale nie miałam wystarczająco dużo pieniędzy.
- Troszkę lepiej- powiedziała, chodzić wiedziałam, że kłamała. Najbardziej z całego sierocińca lubiłam Kate. Mimo to, że wiedziała, że może umrzeć miała plany na przyszłość. Chciała zostać światową projektantką mody. Zaczęłam z nią rozmawiać. Po jakiś 30 minutach Kate poczuła się zmęczona, więc ułożyłam ją do spania i zaśpiewałam kołysankę. Następnie wyszłam cichutko i zamknęłam drzwi od jej pokoju. Poszłam do łazienki. Przebrałam się w stare dresy i starą koszulkę mojego brata. Skierowałam się na pierwsze piętro. Weszłam do pierwszego pokoju z brzega. Były tam puszki z farbą i pędzle. Zaczęłam malować.
*kilka godzin później*
Skończyłam malować cały pokój. Spojrzałam na telefon. Była 16:30. Muszę iść- pomyślałam i skierowałam się do łazienki. Ubrałam się i umyłam twarz i ręce z farby. Następnie zeszłam na dół do pokoju dyrektorki. Pożegnałam się z nią i obiecałam, że wpadnę za tydzień. Pożegnałam się jeszcze z dziećmi i wyszłam z sierocińca. Skierowałam się w stronę domu. Co ja powiem dziewczyną? A jak będą z nimi chłopaki. Powiedzieć im prawdę? Może by mi pomogli? Sama przecież nie dam rady- myślałam nad tym w drodze do domu. W końcu zdecydowałam, że po prostu powiem prawdę. Z takim postanowieniem weszłam do domu. Zdjęłam buty i skierowałam się do salonu. Tak jak się spodziewałam chłopcy przed koncertem wpadli do nas. Rozmawiali o czymś zawzięcie. Kiedy przekroczyłam próg salonu umilkli.
- Hej- powiedziałam i się lekko speszyłam.
- Dziewczyno gdzie ty byłaś- powiedział Lou i podbiegł do mnie. Przytulił mnie do siebie. Wtuliłam się w niego mocno- Martwiliśmy się o ciebie.
- No właśnie- odezwała się reszta.
- Dobra powiem. Nie będę kłamać dłużej- powiedziałam i odsunęłam od siebie Lou. On usiadł na kanapie- Wiecie gdzie jest dom dziecka w Londynie? Raz chodziłam bez sensu po Londynie i weszłam tam, bo zaczął padać deszcz. Spędziłam tam kilka godzin i zapoznałam się z tymi dziećmi. Postanowiłam im pomóc. Co tydzień chodzę tam i pomagam.
- Czemu nam wcześniej nie powiedziałaś?- zapytała się mnie Carrie.
- Sama nie wiem- odpowiedziałam i spuściłam głowę.
- Możemy ci pomóc. Razem na pewno zrobimy więcej- powiedział Lou, a reszta mu przytaknęła.
- Dziękuję wam- powiedziałam i się uśmiechnęłam do nich.
- Dobra chłopaki my się zbieramy, bo się nie wyrobimy na koncert- powiedział Daddy.
- No właśnie. My też musimy zacząć się szykować- dodała Ashley.
- Podjedzie pod was samochód o 18:50. Bądźcie gotowe- dodał Harry. Pożegnali się z nami i wyszli. My poszłyśmy do swoich pokoi zacząć się szykować. Najpierw poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i umyłam włosy. Następnie poszłam do garderoby po rzeczy. Wzięłam je i ponownie weszłam do łazienki. Ubrałam się w dżinsy i białą koszulę na ramiączka. Do tego czarną marynarkę i szaro-kremowe botki. Wysuszyłam włosy. Rozczesałam je i zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż i popsikałam się perfumami. Spojrzałam się w lustro. Wyglądam nieźle- pomyślałam i wyszłam z łazienki. Wzięłam do ręki telefon i zeszłam na dół do salonu. Nie było jeszcze dziewczyn. Spojrzałam na zegarek. 18:40 powinny być już gotowe- pomyślałam. Po chwili zobaczyłam je na schodach. Carrie była ubrana w czerwone rurki i brązową bluzkę z językiem i napisem "The Rolling Stones". Do tego czarne botki. Włosy tak samo jak ja zostawiła rozpuszczone. Ashley ubrała się w jasno różowe rurki i białą luźną bluzkę z czarnym sercem. Do tego różowe szpilki i torebkę w panterkę. Włosy uczesała w warkocza na bok. Usłyszałyśmy klakson samochodu. Wyszłyśmy na zewnątrz i wsiadłyśmy do czarne limuzyn. Siedziały już tam Lily i Perrie. Lily była ubrana w dżinsy i czarną bluzkę z motywem flagi USA. Do tego czarne conversy. Perrie za to w różowe rurki i czarną bluzkę na ramiączka. Do tego czarne obcasy i czarną bransoletkę z ćwiekami.Przywitałyśmy się z nimi i pojechałyśmy pod arenę. Wysiadłyśmy przy tylnym wejściu i weszłyśmy do środka. Zajęłyśmy swoje miejsca. Za kilka minut miał się rozpocząć koncert. Na scenie pokazał się support chłopców. Zagrali kilka piosenek i zeszli ze sceny. Nagle cała arena pociemniała. Pojawił się filmik z chłopcami rozpoczynający koncert. Po chwili chłopcy weszli na scenę i rozpoczął się koncert.
muzyka
*oczami Ashley*
Chłopcy zaczęli śpiewać od Live While We're Young. Potem Kiss You i tak dalej. Wszyscy na arenie śpiewali razem z nimi. Kiedy śpiewali Little Things płakałyśmy. Chłopcy ciągle się wygłupiali na scenie. Tak minęłam połowa koncertu. W końcu nadeszły twitter questions. Odpowiadali na nie ze śmiechem. Na tablicy pokazało się ostatnie pytanie.
Czy macie dziewczyny?
- Ja mam. Kocham cię Perrie- krzyknął Zayn.
- Ja ciebie też Zayn- odkrzyknęła Pezz.
- Ja też mam. Chodzę z przepiękną Lily- tu wskazał na swoją dziewczynę, która lekko się zarumieniła.
- Ja również mam. Chodzę od niedawana z wspaniałą Carrie Carter- powiedział i posłał Carrie buziaka. Teraz Liam przemówił.
- Ja chciałbym kogoś zaprosić na scenę. Ashley chodź do nas- powiedział, a ja popatrzyłam się na niego. O co może chodzić?- pomyślałam i ruszyłam w stronę sceny. Wszystkie Directionerki patrzyły na mnie z zazdrością. Weszłam powoli na scenę i podeszłam do Liama.
- Wiem Ashley to dla ciebie dziwne. Pewnie się teraz zastanawiasz czemu tu stoisz. Nie mogę tego dłużej ukrywać. Kocham cię. Nie jak przyjaciółkę, ale jak kogoś ważniejszego. Zakochałem się w tobie od razu jak cię ujrzałem. Wydawałaś się cicha, ale potem okazało się, że wcale nie jesteś cicha- tu zaśmiał się- Kocham patrzeć jak się uśmiechasz. Jak się nad czymś zastanawiasz. Jak poprawiasz grzywkę. Jak przekonujesz kogoś, że masz rację. Kocham ciebie całą. Chcę cię chronić przed złem. Po prostu cię kocham- zakończył swój monolog i popatrzył na mnie. Ja tylko przysunęłam się do niego i złączyłam nasze usta w pocałunku. Cała arena zaczęła piszczeć. Kiedy się od siebie oderwaliśmy Liam przytulił mnie do siebie.
- Ja ciebie też kocham- szepnęłam.
- Czy zostaniesz moją dziewczyną?- zapytał się mnie.
- Oczywiście, że tak- odpowiedziałam i pocałowałam go ponownie. Po zakończonym pocałunku wróciłam na swoje miejsce cała rozpromieniona. Dziewczyny zaczęły mi gratulować.
muzyka
*oczami Jess*
- Dobra Louis tylko ty nie odpowiedziałeś na pytanie- powiedział Niall.
- Pracuję nad tym- tylko tyle powiedział Lou. To było dziwne. Muszę z nim później porozmawiać- pomyślałam- Dobra koniec tematu. Teraz za nim zaczniemy dalszą część koncertu chcemy zaprosić do nas pewną osobę. Poznaliśmy ją dwa miesiące. Jest niesowicie utalentowana. Zapraszam na scenę Jessicę- powiedział i zachęcił mnie ruchem ręki. Co oni znowu wymyślili- pomyślałam i ruszyłam w stronę sceny. Weszłam na nią i podeszłam do Lou.
- To jest Jessica. Ma niesamowity głos. Chcę, żeby teraz zaśpiewała- powiedział i podał mi mikrofon.
- Louis ja nie dam rady zaśpiewać- powiedziałam cicho i spuściłam wzrok na moje buty .
- Proszę. Czy chcecie, żeby zaśpiewała?- zapytał się widowni. Wszyscy zaczęli krzyczeć, że tak- I jak zaśpiewasz?
- Niech będzie, ale tylko jedną piosenkę- powiedziałam i wzięłam od niego mikrofon.
- Co mamy puścić?- zapytał.
- Stronger- powiedziałam i stanęłam na środku sceny. Zaczęły brzmieć pierwsze takty. Zaczęłam cicho śpiewać.
You know the bed feels warmer,
Sleeping here alone,
You know I dream in color,
And do the things I want.
Zaczęłam się powoli rozkręcać.
You think you've got the best of me
Think you've had the last laugh
Bet you think that everything good is gone.
Think you left me broken down
Think that I'd come running back
Baby you don't know me,
Cause you're dead wrong.
Wkładałam w całą swoją energię.
What doesn't kill you makes you stronger
stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone.
What doesn't kill you makes you fighter
Footsteps even lighter
Doesn't mean I'm over cause you're gone.
Zaczęłam tańczyć i skakać na scenie.
What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, Myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone.
Wszyscy naśladowali mnie i śpiewali razem ze mną.
You heard that I was starting over with someone new,
They told you I was moving on over you,
You didn't think that I'd come back
I'd come back swinging
You try to break me but you see
Już wiedziałam co czuli chłopaki śpiewając.
What doesn't kill you makes you stronger
stand a little taller
doesn't mean I'm lonely when I'm alone.
What doesn't kill you makes you fighter
Footsteps even lighter
doesn't mean I'm over cause your gone.
To było takie magiczne.
What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone
Czułam, że teraz bym mogła przenieść góry.
Thanks to you I got a new thing started
Thanks to you I'm not my broken hearted
Thanks to you I'm finally thinking about me
You know in the end the day I left was just my beginning in the end...
Nie myślałam o niczym innym, tylko o tym, że śpiewam.
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone
What doesn't kill you makes a fighter
Footsteps even lighter
Doesn't mean I'm over cause you gone.
Tylko to się teraz liczyło.
What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, Myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone.
Chciałam, żeby to trwało wiecznie.
What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, Myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone.
I'm alone
Zabrzmiały ostatnie takty piosenki, a ja stanęłam na środku sceny i patrzyłam w publiczność. Po chwili rozległy się głośne oklaski i krzyki. Nie mogłam uwierzyć, że udało mi się zaśpiewać.
- To było niesamowite- powiedział Lou i przytulił mnie do siebie.
- Dziękuję- odpowiedziałam.
- Chcecie, żeby Jess pośpiewała z nami?- zapytał się publiczności. Wszyscy zaczęli krzyczeć, że tak.
- No dobra pośpiewam z wami- powiedziałam. Zaczęły lecieć pierwsze takty Still The One.
muzyka
*po koncercie*
Siedzieliśmy właśnie w garderobie chłopaków całą paczką. Nadal nie mogłam uwierzyć, że zaśpiewałam przed tak wielką publicznością.
- Jess ty masz niesamowity talent- powiedział Louis.
- Dziękuję- odpowiedziałam- Wiem jak się czujecie, kiedy śpiewacie. To takie magiczne uczucie, gdy stoisz na scenie i śpiewasz. Czułam, że mogę przenieść góry. To takie niesamowite- skończyłam mówić i wtuliłam się w ciało Lou.
- Dobra czas wracać do domu. Odwieziemy was, bo widzę, że jesteście wyczerpane- powiedział Harry, który trzymał na swoich usypiającą już Lily.
- Tak chodźmy- powiedział Louis i pomógł mi wstać. Wyszliśmy z areny i skierowaliśmy się do limuzyna, która na nas czekała przy tylnym wyjściu. Wsiedliśmy do niej i odjechaliśmy. Na początku odwieźliśmy Lily, a potem Perrie. Następnie chłopaki odstawili nas pod dom. Pożegnałyśmy się z nimi i weszłyśmy do domu. Od razu poszłyśmy spać. Poszłam do łazienki się przebrać i wzięłam prysznic. Potem położyłam się na łóżku. Dostałam jeszcze SMSa od Louisa. Śpi dobrze rudzielcu. Kolorowych snów. Louis. Odpisałam mu i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
Mamy XI rozdział. Wyszedł strasznie długi. Może was zaciekawić na początku wątek o sierocińcu. Specjalnie go tutaj wprowadziłam, bo później będzie miał duże znaczenie. Uważam, że końcówka nie udała mi się, ale tak to jestem zadowolona. Następny rozdział powinien pojawić się za tydzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz