28.10.2013

Rozdział XVIII

                                                   muzyka

Ruszyłem w stronę centrum miasta. Chciałem pokazać Jess moje dwa ulubione miejsca. Po około 15 minutach byliśmy na miejscu. zaparkowałem na parkingu obok stadionu i zgasiłem silnik. Wyjąłem kluczyki ze stacyjki i popatrzyłem z stronę rudej. Uśmiechnąłem się do niej.
- Gotowa, żeby trochę pozwiedzać?- zapytałem się jej.
- Pewnie- odpowiedziała i wysiedliśmy. Zamknąłem samochód i ruszyliśmy w stronę wejścia. Pokazałem przepustkę ochroniarzowi i weszliśmy do środka. Zacząłem pokazywać Evans każde pomieszczenie. Wiele wspomnień wiązałem z tym miejscem, więc chciałem, żeby Jessica znała to miejsce. Najbardziej jej się podobało w sali konferencyjnej. Robiliśmy mnóstwo zdjęć. Świetnie się przy tym bawiliśmy. Ciągle się śmialiśmy i wygłupialiśmy. Kiedy dotarliśmy na murawę boiska, Jess zaczęła biegać w kółko. Ja się zacząłem śmiać. Podszedłem do ławki rezerwowych i usiadłem. Zacząłem się wpatrywać w rudą. Ile ona miała energii. Po jakimś czasie przestała biegać i usiadła na trawie. Uśmiechnąłem się sam do siebie i wziąłem piłkę, którą znalazłem. Ruszyłem w jej stronę. Kiedy stanąłem obok niej, ona popatrzyła na mnie z dołu. Uśmiechnąłem się do niej i podałem jej rękę. Ona chwyciła ją i podniosła się.
- Postrzelamy?- zapytałem się jej.
- Jasne- odpowiedziała i ruszyła na pozycje bramkarza. Ja ustawiłem piłkę na odpowiednim miejscu i przygotowałem się do strzału. Nie miałem zamiaru strzelać zbyt mocno. Nie chciałem, żeby jej się coś stało. Popatrzyłem w jej stronę. Przygotowywała się do obrony strzału.
- Gotowa?- krzyknąłem.
- Gotowa- odkrzyknęła i się zaśmiała. Wziąłem mały zamach i strzeliłem. Jessica rzuciła się w stronę nadlatującej piłki i gładko złapała ją w dłonie. Odrzuciła mi ją.
- Teraz strzelaj porządnie. Nie traktuj mnie inaczej, bo jestem dziewczyną- powiedziała. Mam grać normalnie? Spoko- pomyślałem. Położyłem piłkę i przygotowałem się. Wziąłem większy zamach i strzeliłem. Teraz również ruda obroniła. I tak jeszcze przez pięć razy.
- Jak ty to robisz?- zapytałem się jej, kiedy zmienialiśmy się miejscami.
- Tajemnica- odpowiedziała i się zaśmiała. Zacząłem przygotowywać się do obrony. Kiedy byłem gotowy, pokazałem Jess kciuki do góry. Ona wzięła zamach i strzeliła. Rzuciłem się, żeby obronić strzał, ale nie udało mi się. Piłka trafiła do siatki. Przy kolejnych strzałach było tak samo. Kiedy już skończyliśmy zabawę, wziąłem piłkę i podszedłem do rudej.
- Jak ty to robisz?- zapytałem się jej ponownie.
- Tajemnica. Nie powiem ci- odpowiedziała i się zaśmiała.
- Ej no weź. Przecież się przyjaźnimy- powiedziałem i się do niej przysunąłem. Rzuciłem piłkę na ziemie i objąłem ją w pasie. Popatrzyłem w jej piękne zielono-niebieskie oczy.
- Proszę- powtórzyłem i zrobiłem słodką minkę zbitego szczeniaczka.
- Niech ci będzie- powiedziała i się zaśmiała- Jak byłam mała to często grałam z Michałem i z tatą w piłkę. To była taka nasza mała tradycja. W każde lato, tata zabierał nas na boisko i graliśmy- dokończyła i po jej policzku spłynęła łza. Ja podniosłem dłoń i otarłem ją.
- Mała co się dzieję?- zapytałem się jej z troską w głosie. Martwiłem się o nią, za każdy razem jak była smutna. Przeżyła dużo smutnych chwil i nie wiadomo, do czego może być zdolna.
- Nic się nie stało. Po prostu jestem smutna. Za dwa dni przypada rocznica śmierci mojego taty i za każdym razem szłam na grób. Teraz jednak nie jest to możliwe- odpowiedziała i smutno się uśmiechnęła.
- O matko nie wiedziałem Jess. To znaczy wiedziałem o śmierci twojego taty, ale nie wiedziałem kiedy jest rocznica. Nie powinienem cię zabierać ze sobą. Przepraszam. Na pewno chciałaś spędzić ten dzień w gronie rodziny- powiedziałem i mocną ją przytuliłem. Ona się we mnie wtuliła.
- Nie musisz mnie przepraszać. Cieszę się, że jestem tutaj z tobą. Zawsze w tym dniu byłam smutna, ale dzięki tobie może się to zmieni. Po za tym chciałam poznać twoją rodzinę- wyjaśniła.
- Moja mała dziewczynka, moja mała, słodka dziewczynka- powiedziałem i pocałowałem ja w głowę. Ona zaśmiała się. Staliśmy tak przez jakiś czas  w ciszy. W końcu postanowiłem się odezwać.
- Masz ochotę zobaczyć jedno z najpiękniejszych miejsc w Doncaster?- zapytałem i odsunąłem się do Jessicy.
- Jasne- odpowiedziała i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Wyszliśmy ze stadionu i wsiedliśmy do samochodu. Odpaliłem silnik i ruszyłem w stronę obrzeży miasta. Zatrzymałem się przy wyjeździe do lasu. Zaparkowałem samochód i wyłączyłem silnik. Wyjąłem kluczyki i wysiadłem z samochodu. Obszedłem go i otworzyłem drzwi rudej. Ona się zaśmiała i wysiadła. Zamknąłem samochód i uśmiechnąłem się do Jess. Złapałem ją za rękę i ruszyłem w głąb lasu. Podczas drogi ciągle rozśmieszałem rudą. Widziałem, że jest trochę przygaszona i dlatego chciałem poprawić jej humor. W końcu znaleźliśmy się na miejscu. Była to mała polanka znajdująca się obok skarpy. Widać było z tą całe Doncaster. Uśmiechnąłem się sam do siebie i pociągnąłem Jess w stronę skarpy. Zatrzymałem się kilka metrów od spadku. Puściłem dłoń Jessicy i popatrzyłem w jej stronę. Stała tak jakby oczarowana widokiem. Zachichotałem pod nosem i objąłem ją w pasie. Ona wtuliła się we mnie i patrzyła na panoramę Doncaster. Staliśmy tak w ciszy. Nie była jednak to krępująca cisza, tylko taka przyjemna. Oboje myśleliśmy. Nie wiem ile tak staliśmy. Straciłem poczucie czasu. Czułem się wspaniale. Po jakimś czasie usłyszałem cichy szept Jessicy.
- Louis to miejsce jest cudowne. Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś- wyszeptała.
- Nie musisz mi dziękować. Cieszę się, że pokazałem ci to miejsce. Jest dla mnie bardzo szczególne- powiedziałem i pocałowałem ją w głowę.
- Opowiedz mi dlaczego?- zapytała się mnie.
- Pewnie- odpowiedziałem i poprawiłem czapkę, która spadła mi na oczy. Odetchnąłem głęboko i zacząłem mówić.
- To miejsce jest dla mnie bardzo ważne, ponieważ zawsze tutaj przychodziłem kiedy miałem jakieś problemy. To miejsce działa na mnie kojąco. Kiedy byłem wkurzony, wystarczyło tylko tutaj przyjść i od razu cała złość odchodziła- wyjaśniłem i się uśmiechnąłem do Jess. Ona odwzajemniła gest i mocniej się we mnie wtuliła.
- Zimno ci?- zapytałem się jej.
- Troszeczkę, ale nic mi nie będzie.
- Tak nic ci nie będzie, a jutro będziesz ciągle kichać. Idziemy do samochodu. Jak się przeziębisz to mama mnie zabije- powiedziałem i się zaśmiałem.
- Niech będzie- powiedziała i ruszyliśmy z powrotem do samochodu. Wsiedliśmy do środka. Włączyłem ogrzewanie.
- Wracamy do domu- powiedziałem i odpaliłem silnik. Jessica tylko przytaknęła mi głową. Wyjechałem z leśnej dróżki i ruszyłem w stronę domu. Po 40 minutach byliśmy już na miejscu. Zaparkowałem samochód na podjeździe i zgasiłem silnik. Wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy do drzwi od domu. Wyciągnąłem klucze z kieszeni i otworzyłem dom. Przepuściłem Jess w drzwiach i sam weszłem do środka. Zamknąłem za sobą drzwi. Zdjęliśmy kurtki i buty i skierowaliśmy się do kuchni.
- Jesteś głodna?- zapytałem się Jessicy.
- Pewnie. Jednak jak cię ogrywałam, to się zmęczyłam- odpowiedziała i się zaśmiała. Ja też po chwili do niej dołączyłem.
- Co to robimy?
- Hmm spaghetti.
- Dobra- powiedziałem i założyliśmy fartuchy. Zaczęliśmy przygotowywać jedzenie. Mieliśmy przy tym multum zabawy. Ciągle się śmialiśmy i ogólnie wygłupialiśmy się.
- I gotowe- powiedziała Jess, kładąc talerze na stole.
- Bon a petit- odpowiedziałem i podałem jej widelec. Zabraliśmy się do jedzenia. Po skończonym posiłku, wstawiliśmy talerze do zmywarki i włączyliśmy ją.
- To co teraz robimy?- zapytałem się rudej.
- Ja idę na górę się przebrać w coś wygodniejszego, a potem się zobaczy- odpowiedziała i ruszyła po schodach na górę. Ja także postanowiłem się przebrać w coś luźniejszego. Weszłem po schodach na górę i skierowałem się do swojego pokoju. Weszłem do środka i podeszłem do komody. Wyjąłem szare dresy i bordową koszulkę. Zamknąłem drzwi i przebrałem się. Poprawiłem jeszcze grzywkę, która spadła mi na oczy i wyszedłem z pokoju. Podeszłem do pokoju Jess. Usłyszałem jak z kimś rozmawia. Postanowiłem poczekać na nią w salonie. Zeszłem na dół i usiadłem na kanapie. Włączyłem telewizor i zacząłem oglądać jakiś durny serial.
*oczami Jess* 
Kiedy weszłam do swojego pokoju, zamknąłem za sobą drzwi i podeszłam do szafy. Wyjęłam szare dresy i białą koszulkę. Przebrałam się i odłożyłam wcześniejsze ubrania. Usłyszałam nagle początek zwrotki Lou w Little Things. Telefon- pomyślałam i zaczęłam go szukać. W końcu go znalazłam. Odblokowałam go i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Siemasz siostra. Jak tam?- usłyszałam po drugiej stronie głos Michała. Uśmiechnęłam się na sam jego głos. Dawno z nim nie rozmawiałam.
- Cześć brat. Dobrze. Jestem u tego Louisa na święta, tak jak ci wtedy mówiłam.
- Mam nadzieję, że on nic ci nie zrobił?- zapytał się mnie. Jak zawsze opiekuńczy Michał- pomyślałam.
- Michał nie martw się. Nic mi nie jest. Lou to mój przyjaciel, nie skrzywdził by mnie. Teraz ty gadaj jak tam z Anetą?
- Dobrze. Tylko boję się, że się nie zgodzi. Martwię się Jess- słyszałam w jego głosie zmartwienie.
- Na pewno się zgodzi. Nie martw się. Widać, że cię kocha- próbowałam go podnieść na duchu.
- Dzięki Jessica. Tego mi było trzeba. Będę spadać, Aneta chcę, żebym zamontował lampki na domie. Kocham cię siostrzyczko.
- Dobrze, tylko nic sobie nie zrób. Też cię kocham braciszku- powiedziałam i rozłączyłam się. Odłożyłam telefon na komodę i otworzyłam drzwi. Wyszłam z pokoju i skierowałam się na dół po schodach. Zobaczyłam, że Lou coś ogląda.
- Co jest ciekawego w telewizji?- zapytałam się i usiadłam obok niego.
- Nic nie ma- odpowiedział i wyłączył telewizor. Zaczęłam się zastanawiać co by porobić. Nagle wpadłam na pomysł co możemy porobić.
- Louis macie tutaj jakieś instrumenty?- zapytałam się go z nadzieją.
- Mam u siebie gitarę, a co?
- Mógłbyś ją przynieść?
- Pewnie. Poczekaj chwilę- odpowiedział i wstał z kanapy. Ruszył na górę po schodach. Po 10 minutach ponownie siedział obok mnie. Podał mi gitarę. Ja ustawiłam ją odpowiednio i sprawdziłam czy stroi.
- Co zamierzasz robić?- zapytał się mnie nadal nie świadomy niczego Lou.
- Zaraz usłyszysz- powiedziałam i zaczęłam grać pierwsze dźwięki.
                                                  muzyka 

*oczami Lou*
- Zaraz usłyszysz- powiedziała Jess i zaczęła grać na gitarze. Popatrzyłem na nią zdziwiony. Ona tylko uśmiechnęła się do mnie i zaczęła śpiewać.
Mamma told me not waste my life 
Shie said spread your wings 
My little butterfly 
Don't let what they say 
Keep you up at night 
And If they give you 
Shh... 
Then they can walk on by 
Znowu mogłem usłyszeć ten jej niebiański głos. Słyszałem jej śpiewa mnóstwo razy, ale ciągle mnie zaskakiwała. Potrafiła pokazać za każdym razem, że umie coś więcej.
My feet, feet can't tuch the ground 
And I can;t hear a sound 
But you just keep on running up your mouth yeah 
Uwielbiałem kiedy Jess śpiewała. Wtedy tak się wczuwała. Miała taką magiczną więź z piosenką.
Walk, walko on over there 
Cos I'm too fly to care 
Oh yeah 
Jej palce gładko przechodziły do kolejnych akordów. Ani na moment się nie wahała. Ona po prostu wiedziała, że gra dobrze.
You words don't mean a thing 
I'm not listening 
Keep talking all I know is 
Mogłem jej słuchać do końca życia. Była dla mnie idealna. Chciałem każdego ranka budzić się przy niej i zasypiać obok niej w nocy.
You words don't mean a thing 
I'm not istening 
Keep Talking all I know is 
Kochałem ją za to jak się wczuwała w każdą piosenkę. Dodawała zawsze coś od siebie. Czasami było to nawet drobne zmiany wysokości dźwięków, ale w jej wykonaniu brzmiały wspaniale.
Mamma told me not to waste my life 
She said spread your wings 
My little butterfly 
Don't let what they say 
Keep you up al night 
And they can't detain you 
Cos wings are made to fly 
Śpiewała tą piosenkę bardzo dobrze. Będę musiał powiedzieć Pezz, żeby posłuchała jak Jess wykonuje ich piosenkę- pomyślałem i się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że na Perrie zabierze Jessice na spotkanie Little Mix i w szóstkę będę śpiewać.
And we don't let nobody 
Bring us down 
No matter what you say 
It won't hurt me 
Don't matter If I fall 
From the sky 
These wings are made to fly 
Podobało mi się to, że ruda zawsze dawała z siebie 100%. Nigdy się nie poddawała. Jeśli postanowiła coś zrobić, to na pewno to zrobi. Miała silną osobowość.
I'm firing up on that runway 
I know we are gonna get there someday 
But we don't need no ready steady go no 
Wydaje się na początku nieśmiała, ale jeśli bliżej ją poznasz to przekonasz się, że taka nie jest. Jessica po prostu nie zaufa szybko osobie, którą dopiero poznała. Ona musi wiedzieć, że ta znajomość ma jakiś sens.
Talk, talk turns into air 
And I don't even care 
Oh yeah 
Jess była taką osobą, która potrafi poprawić każdemu humor. Jeśli miałem zły dzień, wystarczyło, żebym ją zobaczył, a od razu się uśmiechałem.
You words don't mean a thing 
I'm not listening 
Keep talking all I know is 
Mimo tego, że miała silny charakter, sprawiała, że każdy chciał się nią opiekować. W szczególności ja. Wiedziałem, że przeszła dużo. Udawał, że wszystko jest w porządku. Ale ja wiedziałem, że jeśli nie będzie miała na kim polegać po prostu się załamie. Nie wytrzyma psychicznie i sobie coś zrobi. Tego bym sobie nigdy nie darował.
Mamma told me not to waste my life 
She said spread your wings 
My little butterfly 
Don't let what they say 
Keep you up at night 
And they can;t detain you 
Cos wings are made to fly 
Zawsze ją próbowałem pocieszyć, jeśli miała zły humor lub była smutna. Wiedziałem, że to jest tak jakby mój obowiązek. Może to było dziwne, ale ja bym nie wytrzymał, jeśli by coś jej się stało. Po prostu Jess była dla mnie bardzo ważna.
And we don't let nobody 
Bring us down 
No matter what you say 
If won't hurt me 
Don't matter if I fall 
From the sky 
These wings are made to fly 
Czasami miałem wielką ochotę po prostu do niej podejść i ją pocałować. Jednak miałem świadomość, że może to zniszczyć naszą przyjaźń i nie będę mógł jej chronić. Tego bym sobie nie darował.
I don't need no one saying 
Hey, hey, hey, hey 
I don't heat no one saying 
Hey, hey, hey, hey
Hey, hey, hey, hey 
Przestań o tym myśleć Lou. Jessica jest bezpieczna i nic jej nie grozi- skarciłem samego siebie w myślach. Skup się na czymś innym- pomyślałem i zacząłem się ponownie wsłuchiwać w głos Jess. Działa on na mnie uspokajająco.
You better keep walking 
I don't wanna hear your talking 
Boy'd 
You better keep on walking 
I don't wanna hear your talking 
Boy's 
Zauważyłem, że ruda zbliża się do końca piosenki. Uśmiechnąłem się do niej i wygodnie usiadłem.
You words don't mean a thing 
I'm not listening 
They're just like water off my wings 
Skupiłem się ponownie na palcach Jess. Nadal fascynowało mnie to jak szybko daje sobie radę zmieniać akordy.
Mamma told me not to waste my life 
She said spread your wings 
My little butterfly 
Don't let what they say 
Keep you up at night 
And They can't deatain you 
Cos wings are made o fly 
Jessica zaczęła wyciągać dźwięki. To dało mi znak, że jest przy końcu piosenki.
And we don't let nobody 
Bring us down 
No matter what you say 
If won't hurt me 
Don't matter If I fall 
From the sky 
These wings are made to fly 
These wings are made to fly 
Jess zagrała ostatnie dźwięki i wyciszyła gitarę. Odgarnęła kosmyk włosów, który spadł jej na twarz.
- I jak było?- zapytała się mnie.
- Tak jak zawsze. Niesamowicie. Ciągle mnie zadziwiasz tym co umiesz- odpowiedziałem i się zaśmiałem. Po chwili dołączyła do mnie ruda. Kiedy już się uspokoiliśmy, wziąłem gitarę od Jess.
- Ja teraz ci coś zagram. Jeśli będziesz znała tekst do śpiewaj- powiedziałem i zacząłem grać pierwsze dźwięki mojej ulubionej piosenki.
                                                 
I oto jest XVIII rozdział. Nareszcie. Na początku nie miałam kompletnie weny na napisanie go, ale jednak mi się to udało. Sądzę, że rozdział jest niezły. Zapraszam Was do komentowania. Nie wierzę, że jest już tak dużo wyświetleń. Myślałam, że nie odniosę takiego sukcesu, a tu proszę. Postaram się dodać kolejny rozdział za tydzień, ale niczego nie obiecuję. Rozumiecie szkoła.

15.10.2013

Rozdział XXVII

                                                   muzyka

Szłam ciemną uliczką. Czułam ciągle, że ktoś mnie obserwuję. Jednak kiedy się odwracałam nikogo nie widziałam za sobą. Usłyszałam jakieś przekleństwa. Postanowiłam zobaczyć co się dzieje. Szybko ruszyłam w stronę dobiegającego głosu. Kiedy byłam już blisko celu zobaczyłam, że to Louis. Był on przywiązany do jakieś rury. Miał on wiele ran na ciele, a z rozciętej skroni lała się nadal krew. Pokonałam szybko dystans dzielący nas od siebie. Uklękłam obok niego. 
- Lou co ci się stało- powiedziałam i starałam się rozwiązać sznur. 
- Jessica zostaw mnie, idź stąd. Proszę cię uciekaj, bo jeszcze i ciebie złapie. Nie darowałbym sobie wtedy, gdy by ci coś zrobił- powiedział. 
- Ale kto? O co chodzi Tommo?- zapytałam się, ale nie dostałam odpowiedzi. Zamiast tego poczułam silny ból z tyłu głowy. Pod wpływem uderzenia, przewróciłam się. Ktoś mnie przewrócił na plecy. Zobaczyłam jakiegoś mężczyznę, który pochylał się na de mną. 
- Widzę, że twoja przyjaciółeczka przyszła ci z pomocą. Niezła z niej suczka. Można by było poruchać. Pobawimy się mała, jak tylko skończę z tym koleżką- powiedział i mnie przesunął. Następnie podszedł do Lou. Wziął zapach i z całej siły uderzył szatyna w brzuch. 
- Nie zostaw go- krzyknęłam, próbując się podnieść. On wstał i odwrócił się w moja stronę. 
- A czemu mam to zrobić?- zapytał się i zadał kolejny cios Lou. Tym razem Tommo dostał pięścią w twarz. Poczułam słone łzy na policzkach- O jej mała dziewczynka się popłakała, bo jej koleżka ma kuku. Żałosne. 
- Proszę zostaw go. Zrobię wszystko co będziesz chciał, ale puść go wolno- powiedziałam łkając. 
- Nie zostaw ją. To mnie szukałeś, a nie jej- Louis krzyknął. 
- O jej, ale to romantyczne. Najpierw zabiję ciebie chłoptasiu, a potem się zabawię z dziewczyną- powiedział i wyciągnął z kieszeni pistolet. Skierował go w stronę Lou. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Tommo posłał mi smutny uśmiech i wyszeptał bezgłośnie "Kocham Cię". Ja odpowiedziałam to samo, a Louis po raz ostatni popatrzył na mnie tymi swoimi niebieskookimi oczami. Tymi pięknymi niebieskookimi oczami, których już nigdy miałam nie ujrzeć. Płakałam jeszcze bardziej. Nie widziałam już nic po przez łzy. Nagle usłyszałam ogromny huk i szyderczy śmiech mężczyzny. Przetarłam oczy i ujrzałam bezwładne ciało Lou. Podniosłam się mimo bólu i podeszłam do niego szybko. Uklęknęłam obok słupa i rozwiązałam ręce szatyna. Położyłam jego głowę na kolana i zaniosłam się ponownie głośnym płaczem. 
- Nie to nie może być prawda. Proszę. Ja nie potrawie bez niego żyć. Proszę obudź się- krzyczałam i przytuliłam jego ciało do siebie. Chciałam ponownie poczuć te motyle w brzuchu za każdym razem kiedy mnie dotykał. Usłyszeć jego śmiech i poczuć jego zapach. 
- Dobra twój koleżka nie żyje. Teraz mogę się zająć tobą- powiedział i zaczął iść w moją stronę. Ja nie wytrzymałam. Niech zrobi mi co chce. Mam to w dupie. Będę wtedy razem z Lou- pomyślałam. 
- Jak mogłeś go zabić, jak?- zaczęłam krzyczeć. 
- Normalnie. Wystarczyło nacisnąć tylko spust- powiedział i chwycił mnie za nadgarstki. Siłą podniósł mnie. Przyparł mnie do ściany i puścił moje ręce. Zaczął całować moją szyję i macać mnie rękami. Próbowałam go odepchnąć, ale był silniejszy. Zamachnęłam się kolanem i kopnęłam go w kroczę. Kiedy on zwijał się z bólu, ja zaczęłam uciekać. Usłyszałam tylko głos tamtego mężczyzny, że dołączę do swojego kochasia. Potem huk strzału i ból w okolicach głowy. Upadłam na ziemię. Mężczyzna podszedł do mnie i kopnął mnie w brzuch. Przed oczami zrobiło mi się ciemno i już nic nie czułam. 

Obudziłam się zlana potem. Szybko otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Mój oddech był szybki i płytki. Matko co to był za sen. To było takie realistyczne- pomyślałam i poczułam na policzkach łzy. Wytarłam je i sięgnęłam po telefon. Odblokowałam go i spojrzałam, która godzina. Zajebiście. Jest 4:30, a ja na pewno nie zasnę. Przynajmniej sama- pomyślałam i postanowiłam pójść do Lou. Odłożyłam telefon i wstałam z łóżka. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Podeszłam do pokoju Tommo i po cichu weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do łóżka. Zobaczyłam szatyna, który spał rozłożony na całym łóżku. Albo nie będę go budzić- pomyślałam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Jessica co tutaj robisz? Coś się stało?- usłyszałam za sobą głos Lou. Nie wytrzymałam zaczęłam płakać. Usłyszałam za sobą Lou i po chwili poczułam silne ramiona opatulające mnie z tyłu. Louis odwrócił mnie do siebie przodem i mocno przytulił. Ja się w niego wtuliłam i płakałam. Tommo nie zadawał żadnych pytań. Po prostu wiedział, że jak będę chciała to powiem. Kiedy już udało mi się przestać płakać, odsunęłam się trochę od niego.
- Co się stało mała?- zapytał się mnie.
- Miałam koszmar. Teraz boję się iść spać- wyszeptałam.
- Już spokojnie. Jestem z tobą. Nic ci się nie stanie. Chodź pójdziemy spać- powiedział i mnie puścił. Podeszliśmy do łóżka i położyliśmy się. Lou przykrył nas kołdrą. Odwróciłam się z jego stronę.
- To nie będzie dla ciebie problem, że będę z tobą spać?- zapytałam się go.
- Jessica wiesz przecież, że nie. Nie martw się już i spróbuj zasnąć- odpowiedział i posłał mi uśmiech.
- A mogę się do ciebie przytulić?- zapytałam się ponownie.
- Pewni- powiedział i wziął mnie w swoje ramiona. Wtuliłam się w niego mocno i poczułam się od razu bezpieczniej.
- Śpij mała. Jestem przy tobie- wyszeptał Tommo, a ja w odpowiedzi mocniej się w niego wtuliłam. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.

                                                   muzyka

*rano* 
- Mała pora wstawać- usłyszałam szept Lou przy uchu.
- Jeszcze pięć minut Louis- odpowiedziałam i ułożyłam się wygodniej.
- No możesz jeszcze iść spać, ale ja chciałbym wstać- powiedział i się zaśmiał. Ja podniosłam głowę i popatrzyłam na niego. Teraz dopiero zobaczyłam, że leżę na torsie Tommo.
- Oj przepraszam. Pewnie jestem zbyt ciężka. Już wstaję- powiedziałam i zaczęłam się podnosić. Jednak Louis objął mnie ramieniem i nie pozwoli mi się podnieść.
- Żartowałem przecież. Możemy jeszcze tak poleżeć. Przyjemnie tak- powiedział i się uśmiechnął. Ja położyłam ponownie głowę na jego torsie. Leżeliśmy tak w milczeniu. Nie była to krępująca cisza, ale tak przyjemna.
- Co będziemy dzisiaj robić?- zapytałam się po kilku minutach.
- Pokażę ci dzisiaj okolicę- odpowiedział.
- A nie powinniśmy pomóc twojej mamie?
- Nie. Po za tym powiedziałam mi wczoraj, że ma zamiar dzisiaj pojechać razem z dziewczynami do sklepów i wrócą dopiero wieczorem. Czyli dzisiaj mamy cały dom dla siebie.
- Okej. Wstajemy?- zapytałam się.
- Pewnie- odpowiedział Louis, a ja podniosłam się z niego. Wstałam z łóżka i się przeciągnęłam. Louis nadal leżał w łóżku.
- Dobra ja idę do siebie i ogarnę się trochę i spotkamy się na dole za jakieś pół godziny- powiedziałam i wyszłam z jego pokoju. Skierowałam się w stronę mojego. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Podeszłam do szafy i zaczęłam wybierać w co się ubiorę. W końcu wybrałam granatowe rurki i białą bokserkę. Do tego biały sweter.  Wzięłam jeszcze bieliznę i kosmetyczkę i ruszyłam w stronę łazienki. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i po moim ciele zaczęło spływać tysiące małych kropelek. Jak dobrze- pomyślałam i zaczęłam się myć.
*oczami Lou* 
Kiedy Jessica wyszła z mojego pokoju, podniosłem się z łóżka i podeszłem do komody. Wyjąłem szara spodnie dresowe i założyłem je na bokserki. Nawet w zimę sypiałem w samych bokserkach. Było mi tak wygodniej. Wyszłem z pokoju i podeszłem do drzwi łazienki. Usłyszałem szum wody. Dobra Jess myje się. To zajmie jej trochę czasu- pomyślałem i zeszłem na dół. Weszłem do kuchni i tak jak się spodziewałem nie zastałem tak nikogo. Zobaczyłem kartkę na stolę.
Tak jak ci wczoraj mówiłam, pojechałam do sklepów z dziewczynkami. Wrócę pewnie gdzieś tak około 20. Baw się dobrze z Jessicą. Mama. 
Przeczytałem kartkę i postanowiłem, że zrobię śniadanie dla nas. Wyjąłem wszystkie potrzebne rzeczy do robienie naleśników. Wstawiłem jeszcze wodę na kawę i zabrałem się za robienie posiłku.
*oczami Jess* 
Kiedy byłam już umyta, zakręciłam wodę i wyszłam z pod prysznica. Wzięłam ręcznik i wytarłam się. Następnie ubrałam się i rozwiązałam włosy. Rozczesałam je i zostawiłam je rozpuszczone. Zrobiłam jeszcze lekki makijaż i byłam gotowa. Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z łazienki. Zaniosłam rzeczy do swojego pokoju i zeszłam na dół. Po całym domu było czuć zapach naleśników. Louis zadziwiasz mnie- pomyślałam i weszłam do kuchni. Zobaczyłam, że Lou stoi przy kuchence i coś robi.
- Mmm jak smacznie pachnie- powiedziałam i podeszłam do stołu.
- Zrobiłem naleśniki- odpowiedział Tommo dumnie.
- Nie mogę się doczekać aż je zjem. Mam nadzieję, że będą smakowały tak samo pysznie jak pachną- powiedziałam i się uśmiechnęłam. Szatyn postawił na stole dwa talerze z naleśnikami, a po chwili jeszcze dwa kubki z czarną cieczą.
- Zrobiłem ci kawę. Taką jaką lubisz- powiedział i posłał mi uśmiech.
- Z mlekiem i dwiema łyżeczkami cukru?- zapytałam, a no pokiwał głowę- Jesteś kochany Lou- dodałam i podeszłam do niego. Przytuliłam się do niego. On objął mnie ramieniem w tali i przysunął jeszcze bliżej do siebie. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach. Mogłam go już nigdy nie puszczać.
- Dobra zjedzmy, bo jedzenie wystygnie- powiedział po kilku minutach Louis.
- Jasne- odpowiedziałam i się od niego odsunęłam. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. W między czasie Tommo opowiadał co dzisiaj mi pokaże. Po skończonym posiłku, włożyliśmy brudne naczynia do zlewu.
- Dobra ja idę się ubrać, a ty tutaj na mnie poczekaj- powiedział szatyn i ruszył na górę. Ja postanowiłam pooglądać telewizję. Weszłam do salonu i włączyłam telewizję. Leciał właśnie jakiś serial. Usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać.
*oczami Lou*
Weszłem do swojego pokoju i podeszłem do szafy. Zacząłem szukać czegoś odpowiedniego do ubrania. W końcu zdecydowałem się na czarne rurki i biały T-Shirt. Do tego czarna bluza z kapturem. Wziąłem jeszcze bokserki i ruszyłem do łazienki. Weszłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Rozebrałem się i weszłem pod prysznic. Odkręciłem wodę i zacząłem się myć. Kiedy byłem już odświeżony, zakręciłem wodę i wyszyłem z pod prysznica. Wziąłem ręcznik i wytarłem się. Później założyłem ubranie i byłem gotowy. Wyszłem z łazienki i skierowałem się na dół. Zobaczyłem, że Jessica ogląda jakiś serial. Podeszłem do kanapy i zakryłem jej oczy.
- Zgadnij kto to?- zapytałem się.
- No nie wiem. Jestem w tym domu tylko z jedną osobą. Święty Mikołaj?- zapytała się i zaśmiała.
- Nie zgadłaś- odpowiedziałem i odsłoniłem jej oczy- To co idziemy?
- Jasne- powiedziała i poszliśmy do holu. Tam założyliśmy kurtki i buty. Wziąłem kluczki od swojego samochodu i wyszliśmy z domu. Zamknąłem drzwi na klucz i otworzyłem samochód. Weszliśmy do środka i zapieliśmy pasy. Odpaliłem silnik.
- To co mała jedziemy?- zapytałem się Jess.
- No jasne- odpowiedziała i wyjechałem z podjazdu.

I oto mamy XXVII. Jest z opóźnieniem, ale jest. Nie miałam pomysłów i czasu. Jednak w końcu udało mi się go napisać. Uważam, że nie jest zły. Jednak mógł być lepszy, ale nie mam pomysłów co poprawić. Liczę na Wasze komentarze. To motywuje do dalszego pisania. Następny rozdział powinien pojawić się za jakiś tydzień, ale nie jestem pewna. Mam dużo nauki i nie mam w ogóle czasu. Jednak postaram się napisać następny rozdział szybciej, ale nic nie obiecuję.

4.10.2013

Rozdział XXVI

                                                   muzyka

*dwie godziny później, oczami Lou* 
Czas zrobić sobie krótką przerwę- pomyślałem i zjechałem na najbliższą stację. Zaparkowałem samochód i zgasiłem silnik. Odwróciłem głowę w stronę Jess. Jak ona słodko wygląda jak śpi- pomyślałem i uśmiechnąłem się sam do siebie. Tak bardzo chciałem widzieć ją codziennie rano jak tylko wstanę. Może kiedyś mi się uda to osiągnąć- pomyślałem i postanowiłem ją obudzić. Zaczęłam lekko poruszać jej ramieniem.
- Jessica wstawaj- powiedziałem cicho. Ona otworzyła oczy i popatrzyła na mnie.
- O co chodzi?- zapytała się zaspanym głosem.
- Zatrzymałem się na stacji. Pomyślałem, że cię obudzę- wyjaśniłem i uśmiechnąłem się do niej ciepło.
- Okej. Ja chyba pójdę do łazienki- odpowiedziała i odwzajemniła gest. Sięgnąłem do tyłu po nasz kurtki. Podałem Jess jej, a swoją położyłem na kolana. Rozpiąłem pas i założyłem kurtkę. Jessica w tym czasie założyła buty i teraz zawiązywała szalik.
- Poczekam na ciebie na zewnątrz- poinformowałem ją i wyjąłem kluczyki ze stacyjki. Otworzyłem drzwi i wysiadłem z samochodu. Oparłem się plecami o drzwi i wyjąłem telefon z kiszeni. Postanowiłem wejść na TT. Zalogowałem się i dodałem Tweeta.
Krótka przerwa w jeździe do domu. @Jessica_Evans jest razem ze mną. Spała aż do teraz. Kochany śpioch :)
*oczami Jess* 
Louis stał do mnie tyłem, opart o drzwi samochodu. Założyłam szybko do końca szalik i odpięłam pas. Założyłam płaszcz i poprawiłam czapkę. Popatrzyłam w lusterko, aby stwierdzić jak wyglądam. Nie jest źle- pomyślałam i wysiadłam z samochodu. Zamknęłam drzwi i obeszłam pojazd. Stanęłam obok Lou. On kiedy mnie zobaczył, schował telefon do kieszeni i zamknął auto.
- To co idziemy- powiedział i ruszyliśmy w stronę wejścia do stacji. Kiedy znaleźliśmy się już w środku, ja skierowaliśmy się w kierunku łazienek, a Lou przeszedł do części sklepowej. Akurat jedna kabina była wolna, więc nie musiałam czekać. Szybko załatwiłam swoje potrzeby i wyszłam z łazienki. Zaczęłam szukać wzrokiem Tommo. Stał przy kasie i płacił za wodę. Rozmawiał z dwoma dziewczynami. Pewnie fanki- pomyślałam i postanowiłam się wycofać niezauważona i poczekać na zewnątrz. Jednak mój plan się nie powiódł. Kiedy byłam już blisko drzwi, usłyszałam za sobą głos Tomlinsona.
- Jessica czekaj- powiedział, a ja się odwróciłam w jego stronę. On podszedł w moją stronę, ale był sam.
- Idziemy do samochodu?- zapytał się mnie.
- A co z taktyki dziewczynami z którymi rozmawiałeś?- odpowiedziałam pytaniem.
- One chciały tylko autograf i porozmawiać ze mną chwile. Akurat jak ty miałaś zamiar wyjść, one podziękowały i odeszły- wyjaśnił.
- Okej. To idziemy- powiedziałam i wyszliśmy ze stacji. Louis otworzył samochód i wsiedliśmy do środka. Zajęliśmy kurtki, a ja jeszcze zdjęłam buty. Lou odpalił silnik i wyjechaliśmy z parkingu. Tommo ponownie wjechał na autostradę. Postanowiłam włączyć radio. Nacisnęłam guzik i usłyszałam pierwsze dzwięki One Thing.
                                                  muzyka

Zaśmiałam się i zaczęłam śpiewać. Po chwili dołączył do mnie Tomlinson. Popatrzyłam na niego i posłałam mu uśmiech. On odwzajemnił go i pogłośnił radio. Zapowiada się fajna cześć drogi- pomyślałam z uśmiechem.
*dwie godziny później* 
- Jesteśmy na miejscu- powiedział Louis i wyłączył silnik.
- Szybko minęła ta droga- powiedziałam i popatrzyłam na niego.
- No wiesz jak się przebywa z moją zajebistą osobą, to czas szybko leci- powiedział i wypiął pierś do przodu.
- Idiota- powiedziałam i wzięłam z tyłu swój płaszcz.
- Ale jaki przystojny- wtrącił swoją uwagę i również sięgnął po swoją kurtkę.
- A jaki skromny- dodałam i zaczęliśmy się śmiać. Założyliśmy nakrycia, a ja jeszcze założyłam swoje buty. Poprawiłam czapkę i chwyciłam torbę. Tommo wyciągnął ze stacyjki kluczyki i wysiedliśmy z samochodu. Podeszliśmy do bagażnika. Lou go otworzył i wyjął najpierw moją, a potem swoją walizkę. Wyciągnęłam rączkę i chwyciłam ją. Szatyn zrobił to samo i ruszyliśmy w stronę dużego kremowego domu. W między czasie rozglądałam się na wszystkie strony. Jak tutaj pięknie- pomyślałam. Stanęliśmy przed drzwiami i Louis zadzwonił dzwonkiem. Po chwili drzwi się otworzyły i ujrzałam mamę szatyna.
- Lou kochanie jak dobrze cię widzieć- powiedziała i go przytuliła. Uśmiechnęłam się na ten widok. Kiedy się od niego odsunęła, zwróciła swój wzrok na mnie- Ty pewnie musisz być Jessica. Louis mówił mi o tobie dużo przez telefon. Miło mi cię poznać- powiedziała i również mnie przytuliła. Kiedy się ode mnie odsunęła, uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Dzień dobry proszę pani. Mi też miło panią poznać- odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
- Proszę dziecinko, mów mi Jay. Wchodźcie do środka, na pewno jesteście zmęczeni- powiedziała i weszliśmy do środka. Mam Lou zamknęła za nami drzwi, a my w tym czasie zdjęliśmy kurtki i buty.
- Zapraszam do salonu. Na razie walizki zostawcie tutaj. Później Louis zaniesie je do waszych pokoi- powiedziała i ruszyliśmy do salonu. Ja rozglądałam się na wszystkie strony. Te dom był jeszcze piękniejszy w środku, niż na zewnątrz. Kiedy weszliśmy do salonu, zobaczyłam jak dwie małe dziewczynki biegną w stronę Tommo i się na niego rzucają. On je podniósł i przytulił. Zaczął się z nimi kręcić w kółko. Kiedy je postawił na ziemi, one podeszły do mnie i zapytały się.
- Jesteś dziewczyną naszego braciszka?- zapytały się i zrobiły zdziwione minki. Ja kucnęłam obok nich.
- Nie. Jestem bliską przyjaciółką Lou- odpowiedziałam.
- To szkoda. Ale jesteś fajna- powiedziały i mnie przytuliły. Ja je również przytuliła. Miałam ochotę się teraz rozpłakać. Te dziewczynki były takie słodkie. Przypomniały mi się moje święta, które spędzałam z całą rodziną jeszcze przed wypadkiem. Odsunęłam się od dziewczynek i wstałam. Przywitałam się jeszcze z Felicity i Lottie.
- Na pewno jesteście głodni. Zaraz będzie kolacja- oznajmiła Jay i weszła do kuchni. Ja poszłam na nią.
- Pomogę- powiedziałam kiedy przekroczyłam próg.
- Nie trzeba Jess, ale to miło z twojej strony- odpowiedziała i się uśmiechnęła.
- To co mam robić?- zapytałam się.
- Pokrój tamte warzywa- powiedziała, a ja zabrałam się do roboty. W między czasie rozmawiałyśmy. Nasza rozmowa zeszła na temat Lou.
- On był słodkim dzieckiem- oznajmiła jego mama- Jak chcesz to mogę pokazać ci jutro kilka zdjęć.
- Z miłą chęcią je obejrzę- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam. Zrobiłyśmy do końca kolację i zaniosłyśmy ją do jadalni. Usiedliśmy wszyscy przy stole i zaczęliśmy jeść. Po skończonym posiłku, Louis wziął nasze walizki i poszliśmy na górę. Lou otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Zobaczyłam duży kremowy pokój. Na środku stało metalowe łóżko. Była komoda, szafka nocna, szafa i małe biurko.
- Oto twój pokój- powiedział Tommo i postawił moją walizkę- Choć pokaże ci, gdzie ja mam pokój i gdzie jest łazienka.
- Dobrze- odpowiedziałam i wyszliśmy z pomieszczenia. Okazało się, że pokój szatyna jest obok mojego. Jego pokój był podobnej wielkości co mój. Nie daleko znajdowała się łazienka. Pożegnałam się z Lou i wróciłam do siebie. Położyłam walizkę na łóżko i zaczęłam się rozpakowywać. Po około godzinie wszystko było porozkładane na półkach. Wzięłam kosmetyczkę i piżamę i poszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i rozebrałam się. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Zaczęłam się myć. Po około 30 minutach, zakręciła wodę i wyszłam z pod prysznica. Wzięłam ręcznik i wytarłam się. Założyłam piżamę i rozwiązałam włosy i rozczesałam je. Następnie związałam je w luźnego koka. Zmyłam makijaż i umyłam zęby. Otworzyłam drzwi i wróciłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i wyjęłam telefon z torebki. Napisałam do dziewczyn, że jestem już u Lou. Zawsze tak robiłyśmy, kiedy któraś z nas gdzieś jechała. Taki odruch. Położyłam telefon na szafkę nocną. Zgasiłam światło i położyłam się do łóżka. Ułożyłam się wygodnie i zaczęłam rozmyślać o niczym. Po jakimś czasie zmorzył mnie sen.

I oto jest XXVI. Na początku myślałam, że nie dodam tego rozdziału. Miałam straszną blokadę. Jak napisałam jedno zdanie, to je później kasowałam, bo nie pasowało mi. Jednak usiadłam wieczorem, włączyłam muzykę i się udało. Nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Może być to za tydzień, albo za dwa. Mam teraz strasznie dużo na głowie i nie mam kiedy pisać. Jednak jak tylko znajdę tylko wolną chwilę, to na pewno postaram się coś napisać.